Dziś kluby dawnej sieci „Cocomo” działają pod różnymi nazwami, choć większość z nich jest częścią jednej grupy biznesowej. We wrocławskim Rynku i okolicach jest ich co najmniej sześć. Pan Maciej pamięta sporo z tego co się z nim działo. Jest pewien, że go oszukano. Stworzono wokół niego taką atmosferę, że stracił kontrolę nad tym ile pieniędzy i na co wydawał.
Zaczęło się , gdy w piątek 11 października późnym wieczorem na Rynku zaczepił go mężczyzna, zapraszając na drinka i taniec. Ponieważ rada miejska zakazała usług erotycznych w centrum Wrocławia, tacy zapraszający gości naganiacze mówią o „tańcu artystycznym”. Pan Maciej pamięta, że jego namawiano na „taniec pokazowy”. Choć jest pewien, że to co widział, było tańcem erotycznym.
PRZECZYTAJ jak Wrocław próbuje walczyć z plagą nocnych klubów
Rada Miejska zakazała też reklamowania usług poprzez „nachalne nagabywanie” potencjalnych klientów. Ale – przekonują w klubach – „naganiacze” nie są „nachalni”. Informowanie o możliwości skorzystania z usługi nie jest „nagabywaniem”, tym bardziej „nachalnym”.
- Wszedłem do środka. Zaraz przyszła kelnerka. Zamówiłem napój za 20 złotych. Po chwili przyszła jeszcze raz, tym razem z tancerką. Zasugerowała że powinienem zamówić jej drinka. Takiego za 202 złote. Zapłaciłem kartą. Potem okazało się, że na terminalu kelnerka wstukała cenę o 100 złotych wyższą. On jednak na to nie zwrócił uwagi.
TAJNY CENNIK z nocnego klubu - KLIKNIJ I ZOBACZ
Za każdym razem gdy płacił nie dostawał ani paragonu, ani wydruku z terminala karty płatniczej. W klubie był kilka godzin. Coraz mniej kontrolował ile i za co płaci. Choć – jak twierdzi – wcale nie wypił dużo alkoholu. Co ciekawe, co jakiś czas kelnerka przynosiła alkohol w kieliszkach. Przeważnie była to „wiśniówka”. - Nie zamawiałem tego alkoholu – zapewnia pan Maciej. Ale ona i tak go przynosiła i podsuwała terminal do płacenia kartą. Nie kontrolował ile płaci. Kilka razy powiedziała mu, że transakcja została odrzucona.
Jak to możliwe, że płacił za alkohol, którego nie zamawiał? Nie kontrolował jakie kwoty wbijane są do terminala karty płatniczej? - Być może zadziałała atmosfera klubu – przyznaje. Kelnerka i tancerka, która szybko zabrała go na taniec „prywatny” do pokoju obok sali ze stolikami.
Na „prywatnym” tańcu spędził co najmniej dwie godziny. Za sam taniec zapłacił gotówką raz 400, a raz 900 złotych. A za alkohol – donoszony przez kelnerkę – płacił kartą. W pewnym momencie stracił świadomość. Ocknął się po 1,5 godzinie. Klub opuścił nad ranem. Następnego dnia okazało się, że wydał niemal wszystko co miał na koncie. Na jego bankowym rachunku zanotowano 18 transakcji. W tym kilka rzekomo "odrzuconych”. Pan Maciej pamięta z tego osiem. Do czasu kiedy stracił świadomość.
Przeczytaj także
- Mandaty dla kierowców z 500 zł do 1500 zł
- Ranigast wycofany z aptek. Podajemy wycofane serie leku
- Starsza pani zgubiła pieniądze. Znalazca miał niespodziankę
- Samolot LOT krążył nad Wrocławiem. Co się dzieje?
- W jedną noc na wrocławskim Rynku wydał 29 tysięcy złotych
- Biedronka kontra UOKiK. Kara odbije się na klientach?
