Ekstraklasa jaka jest - każdy widzi. Nierówna, zbyt słaba, żeby solidna w naszych realiach Pogoń Szczecin nawiązała równorzędną walkę z chorwackim Osijekiem. Przede wszystkim jednak taka, w której powtarzalność jest towarem deficytowym.
Pewne na początku sezonu są w zasadzie tylko porażki Górnika Zabrze, którego działacze tak bardzo skoncentrowali się na transferze Łukasza Podolskiego, że zapomnieli o innych wzmocnieniach. W efekcie Poldi, który jeszcze nie jest gotowy do rywalizacji przez 90 minut, nie ma z kim pograć przy Roosevelta…
W Zabrzu jest Podolski, ale nie ma drużyny
Kibice KSG z uzasadnioną niecierpliwością czekali na debiut piłkarza z tytułem mistrza świata w CV, który już zapewne wyniósł zabrzański klub w marketingowe rejony dotąd dla zabrzan niedostępne. Zamiast hitu wyszedł jednak kit, ponieważ okazało się, że trener Jan Urban nie ma zespołu. Jest świetna marka, jest kibicowskie zaplecze, jest magnes w postaci Podolskiego tylko nie ma tego, co - wydawałoby się - stanowi podstawę, czyli drużyny na ligowym poziomie.
Jasne, Podolski nie biega już w tempie z 2014 roku, i biegał nie będzie. Nie ma też siły na dwie pełne połowy, ale to może jeszcze wypracować. Przeglądu pola nie zapomni, czucia piłki - raczej - się wyzbędzie, dokładnością dalekich podań wciąż jest w stanie zaimponować. A jeszcze bardziej - pozytywną energią. W pomeczowym studiu w Canal+ czuł się jak u siebie, czyli jak na gościa, który miał okazję wznieść Puchar Świata przystało. Był dynamiczny i przekonujący bardziej niż na boisku, sugestywnie dowodził, że w Zabrzu ma pomysł nie tylko na siebie, ale i na całego Górnika. Gdyż to jest projekt, w który zamierza się zaangażować na maksa. Projekt oparty nie tylko na komercyjnej kalkulacji, ale i podszyty sentymentem. Czyli najlepszy, jaki mógł się klubowi z Roosevelta przytrafić.
Dobrze by więc było - dla Łukasza, Górnika, kibiców KSG, ale i całej PKO Ekstraklasy - żeby entuzjazm piłkarza urodzonego w Gliwicach zaczęli podzielać szefowie oraz właściciel zabrzańskiego klubu. I nawet z opóźnieniem stworzyli Podolskiemu warunki, w których będzie mógł się realizować. W pierwszej kolejności jako piłkarz, bo aby zrobić kolejne kroki w rozwoju KSG, najpierw trzeba drużynę Urbana uchronić przed degradacją. A w tym momencie nie jest to wcale oczywiste. Górnik nie dojechał na inaugurację i średnio pasuje do ligowej stawki. Po prawdzie zresztą, odstaje od reszty w sposób zawstydzający.
W Legii brakuje jakości i pojawiło się napięcie
Powody do wstydu mają także fani Legii, którzy musieli przełknąć gorzką pigułkę w postaci porażki z Radomiakiem. Co gorsza, w pełni zasłużona przegrana z beniaminkiem nie jest na dziś największym problemem mistrza Polski. Dyspozycja fizyczna drużyny Czesława Michniewicza jest daleka od optymalnej, forma piłkarska także pozostawia wiele do życzenia, ale najbardziej martwi kiepskie morale.
W stołecznym zespole panuje dziwna nerwowość, dwie czerwone kartki, za których pokazanie nie sposób czynić zarzutu zespołowi sędziowskiemu, są tego najlepszym dowodem. W warszawskich kuluarach można usłyszeć, że w otoczeniu Dariusza Mioduskiego dominujące stały się opinie krytyczne, a nawet bardzo krytyczne, wobec Michniewicza. O ile awans do co najmniej Ligi Konferencji został uznany za wypełnienie obowiązku, o tyle oczekiwania sięgają wyżej; przynajmniej o szczebel, czyli Ligi Europy.
Pytanie jednak, czy w obecnym składzie osobowym i formie zaprezentowanej w starciu z Radomiakiem plany przejścia Dinama Zagrzeb to nie to nie jest science fiction? Już przed kontuzją Bartosza Kapustki jakości w środkowej formacji Legii było za mało, zatem nikt nie powinien się dziwić, że po porażce z beniaminkiem PKO Ekstraklasy do obozu mistrza Polski zaczęła się wkradać panika. Michniewicz oczekiwałby - przy założeniu, że nikt nie odejdzie - nawet pięciu, sześciu wzmocnień. Gdyż dopiero wówczas mógłby podejmować walkę na trzech frontach z otwartą przyłbicą. Tymczasem w oczekiwaniu na transfery, pojawiło się napięcie…
Adam Godlewski
