Niektórzy bydgoszczanie twierdzą, że pieniądze przeznaczane na remonty i utrzymanie kanalizacji deszczowej wydano na inne cele, na przykład na remonty dróg.
<!** Image 3 align=none alt="Image 205876" sub="fot. Dariusz Bloch">
Miasto postanowiło przekazać całą sieć kanalizacji deszczowej Zarządowi Miejskich Wodociągów i Kanalizacji. Szacuje się, że ma ona około 326 kilometrów, ale może być nawet o 100 kilometrów dłuższa.
- Miasto przekazywało zarządowi dróg, który od wielu lat administrował częścią sieci kanalizacji deszczowej, około 2 milionów złotych rocznie - mówi „Expressowi” pan Jan, jeden z bydgoskich urzędników. - Za te pieniądze drogowcy mieli utrzymywać jej sprawność. Niestety, pieniądze wydawano na przykład na łatanie dziur w jezdniach. Kanalizacji nikt przecież nie widzi, a stan nawierzchni zawsze jest widoczny.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy rzeczywiście drogowcy nie wykonywali napraw i remontów kanalizacji.
<!** reklama>
- To nieprawda - zaprzecza Krzysztof Kosiedowski z Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej. Wylicza, że w latach 2010--2012 drogowcy na utrzymanie sieci kanalizacji deszczowej wydawali od 1,2 mln zł do 1,4 mln zł. W tych rocznych kwotach mieściły się koszty remontów (od 594 do 690 tys. zł), koszty eksploatacyjne (385 tys. zł), utrzymanie przepompowni i osadników (od 139 do 154 tys. zł) oraz opłaty środowiskowe (od 157 do 180 tys. zł).
- Na bieżąco wykonujemy wszystkie prace, oczyszczamy sieć kanalizacyjną i ją utrzymujemy. Nie możemy tego lekceważyć. Odbiera ona przecież wodę z ulic, które utrzymujemy - zapewnia Krzysztof Kosiedowski i dodaje, że takim klasycznym przykładem dbałości o sprawność kanalizacji jest ulica Nakielska.
Nasi Czytelnicy podczas każdej ulewy - te zdarzają się najczęściej latem - zgłaszają „Expressowi” wiele zalanych ulic. W minionym roku „pływały” np. Glinki oraz uliczki położone w centrum miasta. Woda zbierała się także pod wiaduktami, m.in. na ul. Grunwaldzkiej. Z tego wynika, że w wielu miejscach odprowadzanie wody jest co najmniej utrudnione.
- Stan instalacji rzeczywiście jest fatalny - potwierdza opinię naszych czytelników Marek Jankowiak, rzecznik Miejskich Wodociągów i Kanalizacji. - Poza tym nie możemy doliczyć się 100 kilometrów kanalizacyjnych rur. Zarząd dróg miał pieniądze na eksploatację sieci i przez lata nic nie robił.
Miejskie Wodociągi do końca czerwca mają zinwentaryzować sieć kanalizacji deszczowej oraz ocenić jej stan techniczny. Dziś wiadomo tylko, że w niektórych miejscach jest on tak zły, że mogą zarwać się całe ulice.
Na inwentaryzację miasto przeznaczyło 1,25 mln złotych, z których 750 tys. zł ma przekazać MWiK Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej.
- Po przeprowadzeniu inwentaryzacji będziemy mogli wystąpić o unijną dotację z europejskiego budżetu, ustalonego na lata 2014- -2020 - mówi Marek Jankowiak.
Określenie stanu kanalizacji deszczowej, a dokładniej zakresu prac, które trzeba będzie wykonać, by spełniała swoje funkcje, wpłynie na wysokość zapowiadanego podatku od opadów.
- Najpierw radni muszą ustalić wysokość stawek, a dopiero potem będzie można mówić o wysokości opłat - oświadcza rzecznik MWiK.
Warto przypomnieć, że w styczniu podczas konferencji prasowej Stanisław Drzewiecki, prezes Wodociągów, oświadczył, że największym płatnikiem podatku od deszczówki będzie miasto (ok. 50 proc. kosztów). Zakłady przemysłowe i usługowe pokryją ok. 45 proc. kosztów utrzymania kanalizacji deszczowej. Mieszkańcy mają pokrywać najmniej, bo tylko 5 proc. wszystkich wydatków.