Barbarę D., byłą pełnomocnik wojewody Kosieniaka do spraw szkoleń unijnych, oskarżono o wykorzystywanie stanowiska dla własnych korzyści.
Prokuratura twierdzi, że Barbara D., powołując się na swoje wpływy, pośredniczyła w załatwianiu akceptacji wniosków o unijne fundusze.
Dziś, przeszło rok po tym, jak wojewoda zwolnił ją z pracy, a o sprawie powiadomił Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Barbara D. wygląda jak cień dawnej, pełnej wigoru kobiety.
- To była osobista zemsta Romualda Kosieniaka - opowiada łamiącym się głosem. - Zemsta za to, że pokrzyżowałam mu plany zabłyśnięcia podczas brukselskich obchodów rocznicy wstąpienia Polski do Unii. Nasze województwo miało się w Brukseli zaprezentować przy udziale przede wszystkim ludzi biznesu z regionu. Tę prezentację załatwiłam praktycznie sama, wykorzystując prywatne koneksje w Brukseli. Zaraz po tym wojewoda postanowił odsunąć mnie od uczestnictwa w imprezie. Powiedziałam, że wobec tego ja odwołam pomoc mych przyjaciół w Brukseli. I się zaczęło...
Śledztwo w sprawie nadużyć trwało wiele miesięcy. W tym czasie agencji ani razu nie udało się przesłuchać podejrzanej.
- Nie mogłam przyjść na przesłuchanie - broni się Barbara D. - Jestem chora na raka. W tym okresie przeszłam dwie operacje i chemioterapię. Ledwo trzymałam się na nogach. A kiedy ostatnio nieco wydobrzałam i mój adwokat umówił przesłuchanie w domu, to prokurator zamknął postępowanie, oświadczając, że zwolnienia lekarskie, które przekazywałam agencji, są nieprawidłowe.
- Nie oskarżenie i nie nowotwór sprawiają mi najgorszy ból. Najstraszniejsza jest utracona cześć - dodaje Barbara D.