https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Urzekająca historia

Ta książka może zrazić czytelnika zbyt łatwym skojarzeniem z „Pod słońcem Toskanii”. Mimo to przeczytajcie i... porzućcie bogatą Toskanię Frances Mayes dla skromnej Ligurii Annie Hawes.

Ta książka może zrazić czytelnika zbyt łatwym skojarzeniem z „Pod słońcem Toskanii”. Mimo to przeczytajcie i... porzućcie bogatą Toskanię Frances Mayes dla skromnej Ligurii Annie Hawes.

Mayes, Hawes - nawet nazwiska brzmią podobnie. I podobna musiała być siła, która sprawiła, że te kobiety z zimnymi korzeniami amerykańskimi i angielskimi ruszyły robić coś ze swoim życiem akurat do słonecznej Italii. Łatwo się domyślić, że... łatwo im tam nie będzie, głównie za sprawą totalnej odmienności obyczajowej i mentalnej. Bo obie wchodzą znacznie głębiej we włoski charakter niż przypadkowy turysta. Obie zapuszczają we Włoszech korzenie, obie chcą wrosnąć w życie tubylców. Poza tym różni je bardzo wiele. I to właśnie działa na korzyść Angielki.<!** reklama>

A raczej Angielek, bo Annie ląduje na liguryjskiej prowincji wraz z siostrą w poszukiwaniu pracy sezonowej (Lucy ma jakieś pojęcie o pracy w ogrodnictwie, gdy wpadają na to, by mgliste życie w Londynie, w którym nic ich nie czeka, zamienić na wikt i opierunek we włoskiej wiosce, w której nie chcą mieszkać nawet Włosi).

Mieszkańcy może nie są nastawieni wrogo do przybyszek, ale na pewno nie chcą im ułatwić aklimatyzacji. Nie mają nawet w zwyczaju porozumiewać się po włosku (siostry i tak znają go bardzo słabo), mówią do siebie liguryjską gwarą. Cudzoziemcami są dla nich zresztą też przyjezdni z Mediolanu czy Turynu. Całe ich życie toczy się wokół narzekania, że nie da się wyżyć ze świętej dla każdego „lokalsa” uprawy oliwek. Żyją więc z czego popadnie, koncentrując się na celebrze posiłków w położonym centralnie barze Marii i Luiggia. To niby-restauracja, ale tylko dla swoich (lub takich, którzy zamówią się na posiłek poprzedniego dnia). Bo obiad nie jest rzeczą prostą i obie strony muszą się do tego rytuału przygotować. Wokół jedzenia jest w ogóle mnóstwo celebry i reguł. Proponowane przez Angielki jedzenie makaronu z tego samego talerza co warzywa czy picie więcej niż jednej filiżanki kawy, uważane jest za świętokradztwo lub niechybnie krótką drogę do śmierci.

Jednym z oryginalnie dorabiających sobie do lichej plantacji mieszkańców San Pietro jest Franco, samozwańczy pośrednik nieruchomości. Zanim Annie i Lucy się spostrzegą, już im wmówi, że pragną kupić rustico, kamienną chatę na odludziu. I kupią ją za bezcen. Rustico to dla Liguryjczyka nie jest dom, tylko prowizoryczne schronienie przy plantacji. I Liguryjczyk sprzedaje oliwne drzewa, do których dorzuca chatę, a nie na odwrót...

I tu też Mayes daleko do Hawes. Bohaterka „Pod słońcem Toskanii” kupiła piękny dom, którego remont powierzyła wynajętej ekpie, a potem pędziła życie na smacznych podróżach. Dziewczyny z San Pietro (jak się dowiadujemy z licznych wtrętów) muszą czasem dorabiać w Londynie, by w ogóle przeżyć w górach Ligurii. Ale regionowi wiedzie się coraz lepiej, wszystko powoli się zmienia, do hermetycznej wioski zaczyna wkradać się Nowe, którego miejscowi nie mogą zlekceważyć. Nowe mieszkanki San Pietro są już nieodwołalnie tutejsze. I z ogromną ciekawością dowiem się z kontynuacji „Extra virgin”, co je spotkało. Bo choć chaotyczna w narracji, Annie Hawes opowiada swoją historię z niezrównaną celnością obserwacji, ciętym dowcipem i sympatycznym dystansem.

Annie Hawes, Extra virgin, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2010

__

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski