Mieszkańców Kilińskiego w Nakle i pobliskich ulic już nie dziwią zalane jezdnie i chodniki po każdym większym deszczu. Martwią się o pozalewane piwnice.
<!** Image 2 align=right alt="Image 30481" sub="Strażacy na ulicę Kilińskiego przyjechali z dwiema pompami">- Jak długo tutaj mieszkam, a to ponad pięćdziesiąt lat, to tak było zawsze - mówi starszy mężczyzna, przyglądający się pracy strażaków, wypompowujących wodę z ulicy.
Bez kaloszy ani rusz
Ulewa zaczęła się w Nakle wczoraj krótko po wpół do dziewiątej. Z nieba leciały hektolitry wody. Jej potoki rwały w stronę niżej położonych miejsc. W centrum trudno było przejść na drugą stronę ulicy, bo deszczówka była na poziomie krawężników, albo już się przez nie przelewała. Pod murami domów też było kiepsko, bo z prawie wszystkich rynien woda tryskała grubymi strumieniami na chodniki, prosto na nogi nielicznych przechodniów.
Po dziewiątej przyszło wezwanie z Kilińskiego. Na skrzyżowaniu za „Polamem” stanął strażnik miejski, kierujący samochody w stronę Sądowej. Bez kaloszy ulicy nie dało rady przejść. Miejscami pod wodą był chodnik. - Ja tu mieszkam 31 lat, a mój ojciec opowiadał, że ulicę zalewało już przed drugą wojną - informowała pani Teresa. - Jeszcze nie byłam w piwnicy, bo nie mam kaloszy, ale zawsze, gdy mocniej pada, to mam tam wody po kolana.
Wodę z ulicy zbierały najpierw dwa wozy asenizacyjne Przedsiębiorstwa Oczyszczania Miasta Usługi Komunalne „Eko” Nakła. - Mamy z miastem podpisaną umowę o interwencjach w sytuacjach awaryjnych - informuje szef firmy, Tomasz Brzykcy. - Jeden z nich wypompował 9 metrów sześciennych wodzy, drugi dwa razy po 4,5 metra. Resztę zrobili strażacy.
Zapchane studzienki
Strażacy na Kilińskiego najpierw mieli kłopot ze znalezieniem drożnej studzienki kanalizacyjnej, do której mogliby odprowadzić pompowaną wodę. Przy skrzyżowaniu z Nowym Światem nie udało się, studzienka „wybijała”, więc z dwiema pompami (wydajność 1000 litrów na minutę) przenieśli się w stronę torów kolejowych. Woda zaczęła znikać.
<!** reklama left>- Tu są dwie studzienki, ale zawsze zapchane - koło numeru 18 wskazuje miejsce w wielkiej kałuży Piotr Prentki. - Wodociągi ostatnio tu coś sprawdzały i ponoć udrażniały rury - dodaje mieszkaniec ulicy. - A tu trzeba wielkiego remontu, bo rury w ziemi są za wąskie i zatkały je korzenie drzew. A do tego, grunt tutaj jest taki, że woda nie ma gdzie wsiąkać. Potrzebna jest prawdziwa kanalizacja.
Nakło przygotowuje się do jej wykonania. W tym roku przeznaczono na projekt sieci 40 tysięcy złotych.