Prawdopodobieństwo pojawienia się takiego talentu jest jak jeden do tysiąca. Bo ruchy można wytrenować, ale do pewnych pozycji na boisku trzeba się urodzić. Michał Winiarski, wicemistrz świata w siatkówce, urodził się jako odbierający zagrywkę.
<!** Image 2 align=right alt="Image 39890" sub="18-letni Michał Winiarski ze srebrnym medalem mistrzostw świata kadetów, zdobytym z reprezentacją Polski w 2001 roku w Libercu. Już wtedy mieszkanie jego rodziców pełne było siatkarskich trofeów.">Ma 23 lata i wszystko, co mógłby sobie wymarzyć sportowiec u progu kariery. Wicemistrzostwo Europy kadetów, złoty medal mistrzostw świata juniorów, srebrny krążek ostatnich mistrzostw świata w Japonii, gdzie został uznany trzecim przyjmującym na świecie. Od dwóch miesięcy gra w najlepszej lidze świata, we włoskim Itas Diatec Trentino.
Trzypokojowym mieszkaniem rodziców Michała na bydgoskich Glinkach zawładnęła siatkówka. Trofea „wylewają się” ze ścian. Medale, statuetki, puchary. Jerzy Winiarski rozkłada na stole opasłą kronikę, obok kupkę gazet i zabiera się do wycinania. Robi tak od lat.
- Dla wnuków to wycinam - mówi Jerzy Winiarski. Po mistrzostwach świata w Japonii wycinania mu przybyło.
Przed ścianą płaczu
Zespół Szkół nr 26 w Bydgoszczy to jedyna w naszym województwie kuźnia siatkarskich talentów. Nabór zaczyna się w piątej klasie podstawówki, potem najlepsi przechodzą do klasy siatkarskiej tutejszego gimnazjum.
- W Toruniu, Inowrocławiu i Grudziądzu są pojedyncze klasy, ale nie ma ciągłości szkolenia tak jak u nas - zapewnia Mieczysław Graczyk, dyrektor szkoły. Były sportowiec, jeszcze niedawno potrafił wyciąć salto do tyłu. W meczu z Brazylią nie spuszczał oka ze swego ucznia: - Michał! Dwie czapy i Brazylijczycy ugotowani!
Kibicowała cała szkoła.
- Nasz Michał na bieżąco był obgadywany - śmieje się dyrektor Graczyk.
<!** reklama left>- Przerwy wyglądały jak wielkie święto. Wszyscy się obejmowali, gratulowali sobie - wspomina Mirosława Ellmann, która uczyła Michała Winiarskiego matematyki. Teraz uczniowie ją pytają: - A co Michał miał z „matmy”? Czwórkę? O, to tak jak my.
Wszyscy zauważyli, że po sukcesie Michała zmieniła się atmosfera w szkole. Wyczuwa się powiew świeżości. Nawet najmłodsi zaczynają przykładać się bardziej do treningów.
- Chcą osiągnąć sukces. Mówimy im, że mogą mieć nawet większy talent, ale czeka ich ciężka praca - twierdzą nauczyciele.
Mały Michał nie miał lekko. Rano trening siatkówki, wieczorem piłki nożnej, a po turniejach nadrabianie zaległości w szkole. Latem i zimą, zamiast wypoczynku, ciężkie obozy treningowe ze słynną ścianą płaczu w Jastarni.
- To była taka góra piachu na dawnej strzelnicy. Nikomu nie odpuszczałem. Zwłaszcza Michałowi - pamięta jego pierwszy trener Waldemar Szalbierz.
Kacper, Damian, Radek i Remigiusz mają tyle lat, ile miał ich idol, gdy trafił do klasy siatkarskiej - dwanaście. Wrócili tydzień temu z turnieju w Głuchołazach, gdzie nie mieli sobie równych.
<!** Image 4 align=right alt="Image 39894" sub="Tata Jerzy od lat kompletuje wycinki prasowe na temat syna. W czasie MŚ w Japonii miał pełne ręce roboty.">- Chciało się grać. Takiego powera człowiek dostaje, jak Michał wygrywa - mówią chłopcy. Ich starsi koledzy z gimnazjum w ten weekend będą walczyć w Malborku na turnieju kadetów.
- Przyjadą chłopaki z Rosji. Jak się dowiedzą, że jesteśmy ze szkoły Winiarskiego, to się chyba wystraszą - żartują.
- To jest wzór do naśladowania. Powtarzam swoim uczniom, że jeśli chcą osiągnąć sukces w sporcie muszą być tacy jak Michał, dobrzy we wszystkim - historyk Andrzej Jasiński, tak jak inni nauczyciele, chwali się swoim uczniem gdzie tylko może. Znajomym i rodzinie. Mówi, że świadectwo Winiarskiego z ósmej klasy powinno się pokazywać w gazetach. Prawie same piątki i oceny celujące. Z historii oczywiście szóstka.
- On niczego nie robił po łebkach. Do wszystkiego się przykładał. Jak organizował jakąś imprezę klasową, to poświęcał się temu cały. Był prawdziwym liderem klasy - wspomina Kazimierz Głogowski emerytowany pedagog, wychowawca Winiarskiego z podstawówki. Śledzi sukcesy swojego wychowanka. - Nawet jak graliśmy dla zabawy, było widać w nim sportową złość. To jest człowiek, który nie lubi przegrywać.
Szkolni trenerzy to w sporcie jedni z najmniej docenianych ludzi. To jednak dzięki nim z masy młodych zdolnych wyławiane są prawdziwe perełki i z czasem zamieniają się w diamenty. Waldemar Szalbierz nawet podczas ostatniego meczu o złoto na chłodno obserwował zagrania swojego najzdolniejszego ucznia. „Powolutku, jeszcze nie zaczęli grać”. Uspokajał nawet wtedy, gdy nasi dostawali baty. To, między innymi, dzięki jego namowom Grażyna i Jerzy Winiarscy oderwali syna od piłki nożnej, w której zapowiadał się na znakomitego napastnika i zdecydowali się rozwijać jego talent w siatkówce. Po podstawówce po długich rozmowach z trenerem posłali syna do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Rzeszowie (rok później przeniesiono ją do Spały).
Czasem bywa nieśmiały
- Michał pojechał na sprawdziany i ograł wszystkich. Mówiłem ojcu, że za kilka lat cały siatkarski świat będzie bił się o Michała. Już jako kadet był zawodnikiem kompletnym. Może jeszcze nie miał tak dużej siły, ale potrafił wszystko. Technicznie był doskonały. Siatkówka to dyscyplina, w której wykonuje się dużo nienaturalnych dla człowieka ruchów. Można je wyćwiczyć katorżniczą pracą, ale to nie wszystko. Do pewnych pozycji na boisku trzeba się urodzić. Michał urodził się jako przyjmujący-atakujący - mówi trener Szalbierz. Nadal trenuje młodzież i pasjonuje się jej sukcesami.
- Grają dzieciaki, co? - mówi wskazując grupkę chłopców i dziewcząt odbijających piłkę na parkiecie.
Łukasz, Paweł, Robert i Rafał, koledzy Winiarskiego z ławy szkolnej, nie zrobili sportowych karier, ale z siatkówką nie zerwali. Grają w rozgrywkach amatorskich w swoich drużynach uczelnianych. Wszyscy studiują. Rafał ostatni raz widział się ze swoim przyjacielem na jego weselu i został przez niego namówiony do zaręczyn.
- Zaręczył się na ślubie Michała. Michał widział, że chłopak się męczy, wziął go na bok i zapytał: Kochasz ją? No to na co czekasz? - pamięta Łukasz.
Pamiętają wiele rzeczy. Że Michał jest rewelacyjny w parodiowaniu skeczu z Tofikiem i że Ani Mru Mru to jego ulubiony kabaret, że czasem bywa nieśmiały, że uwielbia śpiewać i tańczyć, a w tańcu synchronicznym na koniec podstawówki był niezrównany, że na swoim weselu zaśpiewał „Whisky moja żono” swojego ukochanego Dżemu.
Pieniądze nie są celem
I jeszcze jedno. Że nigdy się nie wywyższał.
<!** Image 3 align=left alt="Image 39890" sub="Michał z rodzicami po powrocie z mistrzostw świata juniorów 2003 w Teheranie. Polacy zdobyli tam złoto.">- Nie zapomnę, jak na mistrzostwach kadetów w Kwidzynie Michał wskoczył nogami na ścianę i sięgnął piłkę. Kiedy był w Spale i przyjeżdżał gościnnie na mecze Chemika, było widać, że między nim a nami jest już ogromna różnica poziomów. Zawsze brał ciężar gry na siebie - mówi Paweł.
W szkole pojawi się niedługo gablota poświęcona Michałowi. Czekają tylko na koszulkę z mistrzostw z jego autografem. A może wiosną, kiedy przyjedzie do Bydgoszczy na mecz w Lidze Światowej, odwiedzi starą „budę”.
Jak na razie kariera Michała Winiarskiego układa się idealnie.
- Michał uparcie dąży do celu. A jego celem jest podnoszenie poziomu sportowego, nie pieniądze. Do tej pory zawsze odrzucaliśmy takie oferty, gdzie oferowano więcej, a wybieraliśmy klub, w którym Michał mógłby się rozwijać - dodaje Jerzy Winiarski.
Kontrakt z Trentino wygasa w 2008 roku.