Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Towarzysze podróżnicy

Krzysztof Błażejewski
Na początku wycieczki „Pociągiem Przyjaźni” do Kraju Rad miały bardzo uroczysty charakter. Z czasem jednak dla tysięcy Polaków stały się okazją do dorobienia paru dolarów do socjalistycznej pensji.

Na początku wycieczki „Pociągiem Przyjaźni” do Kraju Rad miały bardzo uroczysty charakter. Z czasem jednak dla tysięcy Polaków stały się okazją do dorobienia paru dolarów do socjalistycznej pensji.

<!** Image 2 align=right alt="Image 147686" sub="Dworzec Białoruski
w Moskwie
w latach 70. XX wieku. To tutaj przyjeżdżały wszystkie polskie „Pociągi Przyjaźni” udające się do stolicy Kraju Rad. Po uroczystym powitaniu goście wsiadali do autokarów
i udawali się na spotkania
w zakładach pracy, zwiedzanie miasta bądź na nocleg do hotelu.">Dziś wydaje się to niepojęte, ale tak było. Po II wojnie światowej, mimo iż znaleźliśmy się pod czułą opieką ZSRR i w całkowitej zależności od naszego wschodniego sąsiada, granica polsko-radziecka była dla zwykłych śmiertelników szczelnie zamknięta. Dopiero po objęciu władzy przez Chruszczowa, a dokładnie w 1959 r., nieśmiało zaczęto organizować „zapoznawcze” wycieczki dla najwierniejszego aktywu partyjnego. Ponieważ zarówno Polacy, jak i mieszkańcy ZSRR nie bardzo mieli dokąd jeździć za granicę, a na bezrybiu i rak rybą, w różnych środowiskach, pod płaszczykiem wzajemnej wymiany doświadczeń i umacniania braterskiej przyjaźni, starano się rozszerzyć możliwości wyjazdów.

<!** reklama>Władze uległy tej presji, bo ulec musiały. Odmawiania w dalszym ciągu możliwości poznawania kraju tak wzorowo budującego komunizm nie dałoby się już uzasadnić. Pozostawały szczegóły techniczne. Podróż autokarami przez terytorium Kraju Rad nie wchodziła w grę. Przyjezdni mogliby za dużo zobaczyć. Pozostawała kolej. Pierwsze cztery specjalne „Pociągi Przyjaźni” z Polski do ZSRR wyjechały już w 1960 r. Z ówczesnego woj. bydgoskiego załapało się na tę podróż kilkanaście osób z najwyższych kręgów partyjnych. Natomiast plan wyjazdów z naszego regionu na 1961 r. wyglądał tak: w maju do zaprzyjaźnionego z Bydgoszczą miasta Czerkasy udać się miało 8 osób z Komitetu Wojewódzkiego PZPR, w czerwcu do ZSRR jechać mieli przodujący spółdzielcy, w lipcu najlepsi pracownicy PGR, a we wrześniu zasłużeni pracownicy rad narodowych i muzycy z filharmonii. Serię wizyt zakończyć miała w październiku wyprawa aktywistów z największych zakładów pracy.

<!** Image 3 align=left alt="Image 147686" sub="Takie tabliczki, specjalnie emitowane i umieszczane na wagonach wiozących socjalistycznych pielgrzymów, można dziś kupić na internetowych aukcjach">Przyjęcia pod lupą

Każdy wyjazd związany był z rewizytą gości z Kraju Rad. Zwiedzali oni region, oglądali największe zakłady pracy i PGR-y, chodzili na przedstawienia teatralne, koncerty i pokazy filmowe, uczestniczyli także w spotkaniach z aktywem w zakładach pracy i komitetach partii.

Od samego początku „Pociągi Przyjaźni” nie spełniały oczekiwań „góry”. Wydział Ogólny KC PZPR rozesłał do wszystkich województw nakaz stanowczej poprawy wraz z instrukcjami odpowiedniego zachowania się podczas wizyt - jego odpis skierowany do I sekretarza KW PZPR w Bydgoszczy, Mariana Miśkiewicza, z 5.06. 1962 r. zachował się w Archiwum Państwowym w Bydgoszczy: „W większości - delegacjom przybyłym - urządza się przyjęcia, w których bierze udział trzy- i czterokrotnie większa ilość osób niż liczy delegacja. Praktyka ta zniekształca charakter pobytu delegacji, która, zgodnie z planem, winna mieć charakter roboczy”. Dokument wspomina o konieczności oszczędzania kosztów, nakazuje kwaterować, gdzie to możliwe, w komitetach partyjnych, a nie w hotelach i spożywać posiłki wyłącznie w stołówkach komitetów. Gościom z ZSRR przysługiwać miała dieta - 80 zł na osobę. Kieszonkowe określono z kolei na 200-300 zł.

<!** Image 4 align=right alt="Image 147686" sub="Plac Czerwony w Moskwie wraz
z Mauzoleum Lenina (po lewej) - obowiazkowy punkt
w programie zwiedzania stolicy ZSRR">„Podarunki dla delegatów powinny nosić charakter wybitnie symboliczny - albumy, figurki, a także wyroby produkcji charakterystycznej dla danego regionu, w wysokości do 250 zł na osobę” - można przeczytać w instrukcji. „Należy pokrywać koszty biletów do kina i teatru. Na spotkaniach z delegacjami należy unikać używania alkoholu. W zasadzie przy posiłkach - poza piwem - wszelkiego rodzaju wódki powinny być wyeliminowane. Jedynie tylko przy powitaniach przyjeżdżających delegacji, a także przy ostatnich posiłkach pożegnalnych można podawać w skromnych ilościach alkohole. Należy zaniechać wszelkiego rodzaju przyjęć noszących charakter bankietów z dowolną ilością osób”.

Nagroda za ideowość

Wszelkiego rodzaju zastrzeżenia i pouczenia nie były w stanie opanować żywiołu, jakim była chęć wzięcia udziału w wyprawie do ZSRR i odwrotnie. W drugiej połowie lat 60. ubiegłego wieku, w latach 70. i 80., tysiące Polaków skorzystało z okazji, by zwiedzić kraj wschodnich sąsiadów. Jeszcze większym przeżyciem były „Pociągi Przyjaźni” dla obywateli ZSRR, dla których Polska to już był Zachód. Rolę organizatora wypraw przejęły terenowe oddziały Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, którego koła istniały w szkołach, zakładach pracy, biurach. Typowały one do wyjazdu ludzi wyróżniających się postawą ideową. Udział w wycieczce miał być przecież swoistą nagrodą.

<!** Image 5 align=left alt="Image 147686" sub="Wieczorami pasażerowie „Pociągów Przyjaźni” uczestniczy-li z reguły w koncertach lub pokazach filmowych">Wyjazdy takich pociągów były ważnym wydarzeniem dla lokalnych społeczności. W 1969 r. specjalny pociąg zabierający wyłącznie mieszkańców Kujaw i Pomorza na 10 dni do Lwowa, Odessy, Czerkas i Kijowa wyruszał z Bydgoszczy 28 kwietnia. Dowódcą wyprawy mianowano Wiktora Soporowskiego, sekretarza KW PZPR, który z tej okazji wystąpił o paszport dyplomatyczny. Pociąg odjeżdżający o godz. 16.20 z peronu IV pociąg zabrał aż 330 osób, działaczy partyjnych i społecznych, przedstawicieli zakładów pracy, przodujących robotników i chłopów, lektorów partyjnych, dziennikarzy, weteranów ruchu robotniczego. Na udekorowany dworzec przybyli najwyżsi dostojnicy województwa. Orkiestra ZNTK odegrała hymny Polski i ZSRR oraz Międzynarodówkę.

Telefoniczne relacje z podróży codziennie zamieszczały wszystkie lokalne dzienniki. Jak informowała na łamach „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” w pełnych entuzjazmu słowach działaczka PZPR, dyrektorka Wydawnictwa „Epoka”, Stanisława Zmaczyńska, uczestnicy wyprawy na okrągło zwiedzali, składali kwiaty pod pomnikami Lenina, spotykali się z władzami miast, pracownikami zakładów przemysłowych i kombinatów rolniczych oraz komsomolcami, a wieczorami oglądali balet lub szli do filharmonii. Największym jednak wydarzeniem było wzięcie udziału w pochodzie 1-majowym w Czerkasach.

Potem tego typu pociągi jeździły już co roku z każdego województwa.

Jarosław Janczewski wielokrotnie brał udział w tych wyjazdach. Jako pilot miał pod opieką jeden z wagonów.

<!** Image 6 align=right alt="Image 147686" sub="Wycieczki ze Związku Radzieckiego nie mogły pominąć Muzeum Lenina w Warszawie">Wszyscy wieźli dżinsy

- Pociąg składał się wyłącznie z wagonów sypialnych - wspomina Janczewski. - Każdy był dla innego miasta i powiatu: bydgoskiego, toruńskiego, świeckiego, grudziądzkiego, itd. Jeździliśmy od kwietnia do września. Najpierw do Warszawy, a stamtąd przez Mińsk do Moskwy, potem do Leningradu, przeważnie na 10 dni. Noclegi były zapewnione w hotelach Inturistu. Wszystkie wagony były ponumerowane, autokary, które odbierały nas z dworca, miały przypisane identyczne numery - było to sprawnie zorganizowane. Podróż trwała długo, ale nikt się nie nudził. Posiłki jedliśmy w „Warsie” w środku składu - pasażerowie z każdego wagonu o wyznaczej godzinie, piloci musieli zadbać o to, aby dwie grupy nie przepychały się na korytarzu. Najgorzej miał pilot ostatniego wagonu, bo najwięcej musiał się nabiegać. Nie dziwiłem się, gdy w tej roli parokrotnie widziałem mistrza olimpijskiego z Rzymu w biegach, Zdzisława Krzyszkowiaka. Posiłki to był przerywnik. Właściwie zaraz po ruszeniu pociągu w każdym przedziale słychać było odkręcanie nakrętek na butelkach... Wszyscy Polacy wieźli na sprzedaż dżinsy, najlepiej rifle albo wranglery z Peweksu - mówi Janczewski. - Każdy brał jeszcze kosmetyki i krem Nivea. Za sprzedane z dużym zyskiem towary właściwie nie było co kupić. Złoto nie zawsze było w sklepach. Mało kto wiedział, że największe przebicie było na brylantach, tyle że potem trzeba było je jeszcze wywieźć z Polski na Zachód. Kupowali więc wszyscy tzw. dewizy, przeważnie dolary, marki niemieckie i fińskie. Tu trzeba było być ostrożnym, kolega kupił kiedyś zamiast 50 dolarów - 50 dinarów jugosłowiańskich. Najbezpieczniej było opychać rzeczy w hotelach - etażowym, sprzątaczkom, kelnerom. Główna księgowa jednego z dużych bydgoskich zakładów chciała sprzedać towar w bramie. Dała go kupcowi do obejrzenia i w tym momencie ktoś krzyknął „Milicja idzie!”. Wszyscy się rozbiegli i kobieta została z pustymi rękoma. Najłatwiej było wymieniać ruble na dewizy w restauracji. Dawało się kelnerowi kartkę i pieniądze pod ściereczkę, którą miał na ręce. Potem przynosił dewizy. Do dziś pamiętam też kolegę, który kupił kilka pierścionków i aby je ukryć, nabył cały worek orzechów włoskich. Niektóre z nich rozłupał na pół, włożył złoto i zakleił. Po przejechaniu granicy całą drogę do domu łupał te orzechy i jadł, bo zapomniał, w których schował pierścionki...

Złoto do Oświęcimia

Pytany o najtrudniejszy moment w czasie wyjazdów, Janczewski uśmiecha się: - Podczas pierwszej podróży „Pociagiem Przyjaźni” zaliczyłem potężną wpadkę. Pierwszy postój pociągu był w Mińsku. Pojechaliśmy złożyć kwiaty pod pomnikiem. Było ciepło i słonecznie, przysiadłem na ławce i usnąłem. Gdy ocknąłem się, zorientowałem się, że kwiaty leżą pod pomnikiem, ale nie ma nikogo z naszych. I autokaru też nie widać. Zniknął razem z moimi dokumentami. A ja nie wiedziałem, gdzie mieliśmy nocować! Na szczęście poznałem dwie dziewczyny, z których jedna wiedziała, w jakim motelu pod miastem śpią Polacy, gdy przyjeżdżają tu pociągiem „drużby”. Zaprowadziły mnie na postój taksówek i poprosiły kierowcę, żeby mnie zawiózł na miejsce polami i lasami tak, aby ominąć policyjne posterunki. Potem mówiłem wszystkim, że zostałem specjalnie przy pomniku, żeby pilnować kwiatów...

Janczewski pilotował też wiele „Pociągów Przyjaźni” z ZSRR do Polski: - Odbierałem przeważnie wycieczki na granicy w Brześciu i towarzyszyłem turystom do Lublina, Warszawy i Poznania, a potem z powrotem do granicy. Zachowywali się inaczej u nas niż my u nich. Wszystkiego się bali, byli powściągliwi, każda grupa miała na karku politruka. Nie mieli odwagi sami sprzedawać to, co przywozili, czyli złoto i kawior. Mieli podane jakieś adresy, ale bali się wieczorem wychodzić z hotelu, prosili mnie o pośrednictwo. Raz tylko zauważyłem, że do Muzeum Lenina w Warszawie nie weszło osiem osób. Wieczorem podczas kolacji wstał ich szef, wyczytał nazwiska i zakomunikował, że wymienione osoby były w Polsce ostatni raz. Specjalnie tak to zrobił demonstracyjnie, żeby innych odstraszyć. Dlatego wcale się dziwiłem się, że w Oświęcimiu po wejściu na teren obozu koncentracyjnego wszyscy, zamiast zwiedzać, ustawiali się w długich kolejkach do toalet. Wiedzieli, że babcie klozetowe skupują złoto, mogli je w ten sposób opchnąć, nikomu nie podpadając.

Warto wiedzieć

Dowody wyższości komunizmu nad kapitalizmem

Jak wynika ze skrupulatnie prowadzonych statystyk, w latach 1972-73 z naszego województwa za granicę w ramach tzw. wymiany z krajami demokracji ludowej wyjechało 12330 osób. W „Autobusach Przyjaźni” do NRD uczestniczyły 1334 osoby, na obozach młodzieżowych w ZSRR przebywało 1287 osób. Sprawy musiały się wymknąć spod kontroli, skoro od 1974 roku Sekretariat KW PZPR w Bydgoszczy wprowadził ścisłe koordynowanie wyjazdów za granicę przedstawicieli organizacji społeczno-politycznych i masowych oraz przedsiębiorstw i zakładów pracy z woj. bydgoskiego. „Nie zwiększać liczby, trzymać się sztywno planu rocznego!” - przestrzegano.

Przybysze z ZSRR również nie do końca byli zadowoleni z pobytu w Polsce. 2 czerwca 1967 roku sekretarz KW PZPR w Bydgoszczy, Tadeusz Filipowicz, sporządził notatkę służbową: „Ostatnio tow. Kowalenko, kier. Wydz. Propagandy w formie nieoficjalnej podzielił się ze mną uwagami dot. wymiany delegacji. Towarzysze z Czerkas odczuwają niedosyt w zakresie poznawania naszego życia kulturalnego. Byłoby lepiej, żeby zamiast ciężkich i drogich, wystawnych przyjęć i kolacji mogli być w teatrze, filharmonii albo kinie. Nie mają możliwości zapoznania się z życiem zwykłych ludzi i stykają się głównie z aktywem kierowniczym. Chcieliby spotykać się w mieszkaniach, kameralnie w warunkach domowych. Męczy ich wożenie wszystkich razem wielką kawalkadą samochodów. Mają też kłopoty z wymianą upominków, nie stać ich na tyle, żeby się nam rewanżować”.

Urzędowi uczestnicy „Pociągów Przyjaźni” w swoich sprawozdaniach starali się pisać prawdę. Dziwili się np., że na Ukrainie nie stosuje się w ogóle w rolnictwie nawozów sztucznych. „Każdy ma tam przydomowy ogródek, ale nie chcą ich uprawiać, bo za bardzo by ich to absorbowało i odciągało od pracy” - pisano. „Wszyscy nas pytają za każdym razem, czemu w Polsce jest tak mało PGR-ów i dlaczego tak dużo kościołów, jak to możliwe, że niektórzy członkowie partii uczęszczają na praktyki religijne?”.

Jakie wymierne korzyści przynosiły wizyty? W jednym ze sprawozdań zamieszczono takie postanowienie: „Będziemy naśladować organizowanie odczytów w przerwach obiadowych, zarówno w pracy w polu, jak i w zakładach pracy”.

Przykład hipokryzji: - To, czegoście dokonali, zachwyca nas - „kadził” I sekretarz KW PZPR w Bydgoszczy Józef Majchrzak w 1976 roku, kiedy był w Czerkasach po raz piąty. - Wszystko to, co tu widzimy, jest to dowód wyższości komunizmu nad kapitalizmem, osiągniętego poziomu najwyższego dobrobytu i najwyższej kultury ludu pracującego ZSRR.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty