Igrzyska podzieliły Kraj Kwitnącej Wiśni, a jak na ironię ich hasło przewodnie do „Zjednoczeni emocjami”. Ceremonia miała barwnie opowiedzieć o Japonii (głównym elementem scenografii była oczywiście góra Fuji z olimpijskim zniczem na szczycie) i japońskiej duszy, ale okrzyki z zewnątrz pozbawiły ją lukru i prowokowały pytania. Była refleksyjna, raczej stonowana, minutą ciszy uczczono ofiary COVID-19. Moment przejmujący, choć protestujący nie dawali o sobie zapomnieć. Miała być skromniejsza, jak zapowiadali organizatorzy, ale wielkich oszczędności nie było tu widać. Po fajerwerkach gniewne okrzyki jeszcze się wzmogły.
Byli jednak w piątek też tacy, którzy pod stadion przychodzili zrobić sobie zdjęcie z olimpijskim logo, przyglądali się gościom, być może chcąc wśród nich wypatrzyć jakiegoś znanego sportowca. - Mieszkam niedaleko, chciałem choć poczuć tę atmosferę - mówił starszy mężczyzna.
- Na te spolaryzowane nastroje nakłada się polityka. Dla przeciwników rządu igrzyska, zwłaszcza w takim kształcie, to okazja do krytyki. Gdyby sondaże dotyczące zawodów olimpijskich uwzględniały preferencje polityczne, to łatwo byłoby narysować linię podziału wśród przeciwników i entuzjastów igrzysk – twierdzi Kazuyoki Sakamoto z dziennika „Sankei Shimbun”.
Ceremonia otwarcia igrzysk olimpijskich w Tokio [ZDJĘCIA]
Reporter jednej z największych japońskich gazet uważa też, że także z tego punktu widzenia decyzja o zamknięciu stadionów dla kibiców mogła być zbyt pochopna. - To na pewno wpływa na odbiór imprezy, która dla Japończyków stała się hermetyczna, niedostępna. I nie wiem, czy do wskaźników zachorowań nie podeszliśmy ze zbyt wielką ostrożnością. One nie są przecież wysokie (w czwartek odnotowano 1979 nowych przypadków w całej Japonii – red.), gdy w Europie rozegrano piłkarskie mistrzostwa z kibicami i to przy znacznie wyższych statystykach. Na dodatek całkiem niedawno w Tokio mieliśmy mecz baseballa, na którym było 50 tysięcy osób. Inna sprawa, że program szczepień dopiero przyspieszył. Oceniam, że zabrakło dwóch-trzech miesięcy, żeby w pełni celebrować igrzyska.
Front przeciwników zyskał przewagę, nacisk opinii publicznej był tak duży, że z oglądania na żywo ceremonii zrezygnowało wielu przedstawicieli głównych sponsorów igrzysk. W obawie o wizerunek firmy nie chcieli kłuć w oczy swoją obecnością, jedna z nich wręcz tak skonstruowała oficjalny komunikat. W tych okolicznościach „Imagine” Johna Lennona, odśpiewane z telebimów przez artystów z różnych krajów, wyglądało na nietrafiony wybór.
W ceremonii nie uczestniczyła w nich też większość sportowców, tyle że oni nie z własnej woli. Kraje mogły wysłać niewielkie reprezentacje, choć wytyczne organizatorów interpretowane było różnie. Hiszpanie oddelegowali ponad 100 osób, Brytyjczycy – kilkanaście. Polacy zmieścili się gdzieś pośrodku. Pokaz zrobili Rosjanie, a w zasadzie reprezentacja Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego (kara za aferę dopingową), którzy przysłali bardzo liczną ekipę.
Biało-czerwoną flagę nieśli pływak Paweł Korzeniowski i startująca w kolarstwie górskim Maja Włoszczowska. Z trybun przyglądał im się prezydent Andrzej Duda. Na ceremonii otwarcia pojawili się też Jill Biden, Pierwsza Dama USA oraz prezydent Francji Emmanuel Macron.
Olimpijski znicz zapaliła tenisistka Naomi Osaka.
Od soboty - show must go on. I czyż nie byłby to lepszy utwór na tę ceremonię?
