– "Ale urwał" mógłbym powiedzieć. Po takim chodzeniu człowiek stanął na nogi i świat od razu inaczej wyglądał. Na treningu banan z ust nie schodził – napisał na swoim koncie społecznościowym, nad relacją ze spaceru.
- Miałem możliwość pochodzenia i co tu ukrywać: było bardzo fajnie. Świat się zmienił, człowiek się podniósł o te kilkadziesiąt centymetrów i spocił. Te 300 kroków było dla mnie tak jak kiedyś maraton - uśmiechał się w rozmowie z Nowinami 42-letni Wilk i zapewniał, że ta informacja to nie jest żart primaaprilisowy.
- Być może niedługo będę mógł korzystać częściej z tego "chodzika", bo jest szansa, że zostanie kupiony do ośrodka rehabilitacji w Tajęcinie (gm. Trzebownisko - przyp. red.). W piątek tylko prezentowano tam sprzęt, który kosztuje prawie 100 tys. euro. Trochę dużo, ale może zakup wesprą sponsorzy - zakończył sympatyczny sportowiec.
Taka sytuacja miała miejsce po raz pierwszy od maja 2006 roku, kiedy to w trakcie meczu żużlowego KSM Krosno Rafał Wilk uległ wypadkowi przerwania rdzenia kręgowego.
Kilka lat później, jako zawodnik handbike'a, rzeszowianin zdobył trzy złote i medale i jeden srebrny na dwóch kolejnych paraolimpiadach. Po tych sukcesach został wybrany najlepszym sportowcem Podkarpacia w 2016 roku, został odznaczony przez prezydenta RP, jest honorowym obywatelem Rzeszowa.