<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Ach, jak ja kocham te „nagonki medialne”! To szczucie, na które użalają się nasi biedni ludzie polityczni, gdy dziennikarze depczą im po piętach. Wczoraj w temacie nagonki biadoliła pani Lidia Bagińska, która w końcu zrezygnowała ze stołka sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Dzięki czemu oszczędziła nam wszystkim żenady pierwszego postępowania dyscyplinarnego w trybunale. Na szczęście w tym przypadku czwarta władza jakoś mogła „naganiać” solidarnie.
<!** reklama right>Sprawa sędzi Bagińskiej to wyjątkowo widowiskowy pokaz choroby politycznego parytetu. Choroba rozkwita wszędzie, gdzie mamy polityczne sojusze - ale nie wszędzie mają Samoobronę. Oto bowiem pojawia się kandydatka tej partii do fotela w Trybunale Konstytucyjnym. Problem w tym, że wokół kandydatki brzydko pachnie. Nie ma co już opisywać sprawy, kiedy to pani Lidia była syndykiem tak szczególnym, że sąd pozbawił ją funkcji - obwieszczając, że nie ma ku niej kwalifikacji etycznych. Niestety, ani jej, ani jej partii, ani Sejmowi to nie przeszkadzało. Przeszkadzało prezydentowi, który kilka miesięcy odwlekał ślubowanie, licząc, że pani Bagińska zrozumie. Bez szans. Zostało postępowanie dyscyplinarne w trybunale, w którym na szczęście rola parytetu byłaby zdecydowanie mniejsza.
W końcu Lidia Bagińska zrezygnowała, oczywiście „w atmosferze nagonki”. I nawet Andrzej Lepper stwierdził, że dobrze się stało. A jeszcze w sobotę klarował w wywiadzie, że to żaden wstyd, że to bardzo dobrze, że pani Bagińska jest sędzią TK, że takie rzeczy zdarzają się nie tylko w Samoobronie.
Cóż, autorytet trybunału ocalony. A co by było, gdyby pani Lidia szła w zaparte? Płacz i żałość. Zresztą poczekajmy, kogo Samoobrona wynajdzie na następnego kandydata.