Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To był Dzień Kota i Durdy

Marek Fabiszewski

W niedzielę o 18.00 Zawisza rozpocznie mecz w Poznaniu z Lechem. Ku pokrzepieniu serc i jako motywację dla dzisiejszej ekipy z Gdańskiej wracamy do meczu sprzed 24 lat.

<!** reklama>

„Express” zapytał Jacka Kota, strzelca czterech goli, czy wraca myślami do tamtego meczu.

- Tylko przy jakiejś szczególnej okazji, ale przeważnie to kibice mi przypominają o tamtym meczu. I oczywiście te moje cztery gole. To miłe, że ludzie o tym pamiętają.

A jak on pamięta tamten wieczór na Bułgarskiej?

- To była czwarta kolejka, my jeszcze tak naprawdę nie wiedzieliśmy jak ta ekstraklasa, wtedy chyba pierwsza liga, wygląda. Jechaliśmy jakby nie było do mistrza Polski. Znane nazwiska...

Tu Jacek Kot zaczyna wymieniać skład Lecha z tamtego meczu. Niezła pamięć! Ale mecz zaczął się nieciekawie dla Zawiszy. Po golu Dariusza Skrzypczaka w 13 minucie „Kolejorz” prowadził, a potem miał jeszcze rzut karny! Na szczęście Czesław Jakołcewicz nie wykorzystał „jedenastki”.

- Faktycznie, gdyby Lech wyszedł na 2:0, to pewnie ten mecz nie skończyłby się wynikiem 5:1 dla nas - zastanawia się Jacek Kot.<!** Image 2 align=none alt="Image 219262" sub="Jacek Kot. FOT. ARCHIWUM">

Dwie minuty po niewykorzystanym karnym właśnie filigranowy napastnik Zawiszy doprowadził do wyrównania. Co ciekawe, chyba najmniejszy na boisku zawodnik, gola zdobył głową po rzucie wolnym! Kolejne trzy trafienia dołożył już po przerwie. Skąd się wzięła ta jego skuteczność? W odpowiednim czasie i miejscu można się znaleźć raz, dwa, ale cztery razy?

- Nie wiem skąd to się wzięło. Trzeba przyznać, że miałem wtedy swój dzień, chyba 100-procentową skuteczność. Nie pamiętam, czy oddałem więcej strzałów. Może jeszcze jeden, dwa? Do karnego też było dużo chętnych, ale ja byłem pierwszy (śmiech).

I dodaje: - Wszystkie gole po przerwie wzięly się po akcjach lewą stroną Darka Durdy, który też miał swój dzień i ciągnął grę do przodu.

Wywołany „do tablicy” pomocnik mówi „Expressowi”: - To miłe, że Jacek wspomina o mojej roli w tym meczu. Powiem nieskromnie, że tak jak Jacek miał „dzień Kota” przy strzelaniu goli, tak ja chyba miałem „dzień Durdy”, bo faktycznie tą moją stroną szła akcja za akcją i dostawał piłki do nogi jak na patelni.<!** Image 3 align=none alt="Image 219263" sub="Dariusz Durda. FOT. ARCHIWUM">

Tamtym meczem żyją do tej pory nie tylko jego uczestnicy i starsi kibice, ale także młodzież.

Dariusz Durda: - Właśnie rozmawiałem na temat tego meczu z uczniami w szkole. Ktoś tam powiedział, że w niedzielę Zawisza gra w Poznaniu, ktoś inny dodał, że kiedyś Zawisza wygrał tam 5:1, no to ja mówię: a ja dobrze pamiętam, co się wtedy działo, bo sam grałem. Gdy wszedłem w szczegóły, to im oczy wyszły z orbit i słuchali z otwartymi ustami (śmiech).

Zawisza po awansie grał „żelazną” jedenastką. Kolejnym zawodnikiem, którego „Express” przepytał na okoliczność tamtego meczu jest obrońca Dariusz Pasieka.

- To już 24 lata? Ale ten czas leci - śmieje się. - Po pierwsze jechaliśmy do Poznania do mistrza jako beniaminek, czyli jak na skazanie. Ale powiem teraz coś o czym pewnie nie wszyscy wiedzą, albo nie pamiętają. Przed sezonem byliśmy na obozie w Sępólnie i tam zagraliśmy sparing z Lechem, który wygraliśmy 3:0, albo 4:0, sam już nie pamiętam. Lech pewnie zlekceważył ten wynik, ale to już był sygnał, że możemy z nimi pograć, choć wtedy jeszcze tego tak nie odczytywaliśmy. Teraz inaczej to się widzi.<!** Image 4 align=none alt="Image 219264" sub="Dariusz Pasieka. FOT. ARCHIWUM">

A jak wspomina tamto 5:1?

- Powiem tak: nas motywował stadion Lecha, bo był typowo piłkarski; no i jeszcze to, że na trybunach było chyba 10 tysięcy kibiców, a mecz był rozgrywany przy sztucznym oświetleniu. A wynik? Zapewne nikt się nie spodziewał nie tylko takiego wyniku, ale w ogóle naszego zwycięstwa. Ja może nie zagrałem jakiegoś supermeczu, ale przody mieliśmy zabójcze.

- Lech był tak rozbity po meczu, że nie dało się z nikim od nich porozmawiać. Wszyscy byli chyba w szoku - dodaje**Jacek Kot.

A jak zespół uczcił jego cztery gole i zwycięstwo aż 5:1 „w jaskini lwa?”

- Z Poznania do Bydgoszczy za krótka droga na świętowanie (śmiech) - tłumaczy Pasieka.

Wszyscy rozmówcy twierdzą, że nie było na to czasu, poza tym trener Władysław Stachurski studził im głowy i sprowadzał na ziemię.

4. kolejka sezonu 1989/1990**, 12 sierpnia 1989 roku, sobota, godz. 19.30.**

Stadion przy ul. Bułgarskiej w Poznaniu. Mecz rozgrywany przy sztucznym oświetleniu.

Lech - Zawisza 1:5 (1:1)

Bramki: 1:0 D. Skrzypczak (13), 1:1 J. Kot (25-głową), 1:2 J. Kot (53), 1:3 J. Kot (60), 1:4 J. Kot (68-karny), 1:5 P. Nowak (75).

Lech: R. Jankowski - W. Kryger, C. Jakołcewicz, D. Łukasik, M. Rzepka, A. Janeczek, D. Kofnyt (46 P. Bereszyński), D. Skrzypczak, D. Bayer, B. Pachelski, M. Trzeciak (46 A. Juskowiak). Trener: A. Strugarek.

Zawisza: A. Brończyk - D. Pasieka, A. Kwaśniewski, F. Jarosz, M. Rzepa, P. Straszewski, P. Nowak, J. Kot, D. Durda, K. Arndt, M. Modracki. Trener: W. Stachurski.

Sędziował: A. Libich.

Widzów: 10.000.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!