<!** Image 2 align=none alt="Image 165062" sub="Prezes żużlowej Polonii domaga się od miasta 2 mln 150 tys. złotych. Fot. Tymon Markowski">
We wczorajszym „Expressie” przeczytałem o planach władz Bydgoszczy dopłaty do rosnących cen wody i ścieków.
W pierwszej chwili ucieszyłem się, ale gdy poznałem szczegóły, zacząłem się zastanawiać. W wersji, którą radnym ma zarekomendować zarząd, na dopłatę poszłoby 12 mln złotych. Dzięki temu podwyżka, biorąc pod uwagę średnie zużycie wody przez czteroosobową rodzinę, kosztowałaby tę rodzinę 12 złotych miesięcznie. Natomiast bez dofinansowania podwyżka wyniosłaby 24 zł. Zdaję sobie sprawę, że są w Bydgoszczy domy, w których 12 złotych stanowi kwotę ważną w comiesięcznym budżecie. Ale również wiem, iż woda, chociaż coraz droższa, nadal jest marnowana. I jestem niemal pewien, że liczba ludzi marnujących wodę jest większa od liczby tych, którzy muszą się ciężko zastanawiać, skąd wysupłać 12 złotych. Dopłaty do rzeczywistych kosztów życia nie sprzyjają oszczędności. Nie spowodują na przykład, że ktoś spróbuje łapać deszczówkę do pojemników
w ogrodzie, zamiast podlewać grządki jedynie oczyszczoną wodą pitną. Być może nie skłonią także do wymiany uszczelki w kapiącym kurku czy spłuczce. 12 milionów podzielonych na 12-złotowe kupki znika bez żadnego zauważalnego efektu. Za te same 12 milionów
w całości można by wybudować (lub odbudować) długie wstęgi ulic, na które ostatnio tyle przeklinaliśmy. Ile konkretnie? Jak poinformowali mnie fachowcy, w wypadku mniej kosztownych osiedlowych ulic - nawet 10 kilometrów.
<!** reklama>
*
Przez cały ten tydzień dziennikarze sportowi „Expressu” pokazywali bydgoski wyczyn od strony finansowego zaplecza. No i wyszło szydło
z worka. Niemal wszyscy wyciągają rękę do miasta. Co zastanawiające, najwięcej chcieliby w tę rękę dostać przedstawiciele sportów najbardziej popularnych (choć niekoniecznie najwyżej ostatnio szybujących
w Bydgoszczy). Taki prezes żużlowej Polonii domaga się od miasta 2 mln 150 tys. złotych w ramach rekompensaty za to, że Bydgoszcz odpuściła sobie kosztowną walkę o Grand Prix. Najbardziej zdumiewające jest wszak wyjaśnienie podstawy tych roszczeń: bo poprzedni prezydent obiecał. „Budowałem skład w oparciu o ustne deklaracje poprzednich władz Bydgoszczy” - szczerze wyznaje naszemu reporterowi prezes Wojciechowski. Dla pana prezesa słowo prezydenta miasta droższe było niż pieniądz. Na tej podstawie nakupował zawodników z gestem, niczym na ekstraklasę. Nieważne, że za rok ta ekstraklasa najprawdopodobniej się powiększy i o awans do niej w nadchodzącym sezonie nie będzie zbyt trudno. Nie będzie kibic pluł prezesowi
w twarz, odstawimy każdego rywala przynajmniej o 20 punktów. A tu pech, prezydent Dombrowicz przerżnął wybory, nowy zaś mówi, że tych dwóch głupich melonów nie da, bo ich nie zapisano w budżecie. Gorzej, nie ma też co liczyć na gest z cudzej kieszeni, okazywany do tej pory Polonii przez kochających żużel prezesów miejskich spółek. Bez skinienia Rafała Bruskiego żaden z nich nie odważy się położyć kasy na stół. Może więc dadzą ze swoich oszczędności, skoro tak kochają czarny sport? Czy to nie zastanawiające, że w sześciomilionowym budżecie Polonii na nadchodzący sezon tylko 500 tysięcy złotych to darowizny od sponsorów? Jak się spojrzy na trybunę honorową podczas ważnego meczu ligowego, to widać na niej ludzi szacowanych w sumie na kilkaset milionów. Od tego jest przede wszystkim prezes klubu, by te miliony nie przedefilowały tylko przez trybunę, nie wypiły tylko piwa i nie rozeszły się do domów.
*
Najgorsze, czego może doświadczyć nowy prezydent miasta w ramach reakcji różnych grup nacisku, to szantaż emocjonalny i upolitycznienie problemu. Nie dopłacisz do wody, to znaczy, że masz biednych ludzi w nosie, jesteś dygnitarzem oderwanym od społeczeństwa. Nie dasz na żużel, to będziesz grabarzem najbardziej bydgoskiej
z dyscyplin sportowych, grabarzem tradycji miasta obrażającym tysiące miłośników speedwaya nad Brdą. Jeśli Rafał Bruski ugnie się pod takim szantażem, to do końca kadencji będzie regularnie dojony przez różnych wyszczekanych nieudaczników.