W Zarządzie Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej pracownicy przerobili już wszystko: śmiertelne choroby, śmierci w rodzinie i brak drobnych.
[break]
- Szczególnie zapamiętana została pasażerka złapana na jeździe bez biletu w autobusie - wspomina Krzysztof Kosiedowski, rzecznik ZDMiKP. - Wyjaśniając sprawę, z pełną powaga tłumaczyła, że skasowała bilet, ale wyrwał go z ręki wiatr i wywiał za otwarte okno pojazdu.
Szedłem do kasownika
Tłumaczenia w stylu: poszedłem do kierowcy kupić bilet albo - szedłem do kasownika, ale nie zdążyłem, są na porządku dziennym. Zdarzają się pasażerowie, dla których ważniejsza jest rozmowa telefoniczna, którą rozpoczęli jeszcze przed wejściem do pojazdu - to ona uniemożliwić ma skasowanie biletu.
Bo powiem telewizji...
Kolejnym trudnym klientem był kierowca luksusowego BMW, który zaparkował przed siedzibą zarządu. Kiedy jego tłumaczenia i żądania anulowania kary nie przyniosły skutku, przeklął rozmawiające z nim pracowniczki do 7. pokolenia, życząc im raka, nagłej śmierci i inwalidztwa dla dzieci.
Choroby, najczęściej śmiertelne, należą również do stałego repertuaru gapowiczów, podobnie jak straszenie telewizją i gazetami.
- Czasami mamy wrażenie, że im człowiek skromniejszy, tym lepiej się zachowuje - dodaje rzecznik.