We wtorek do stolicy na mecz z Anglikami na Stadionie Narodowym wybrało się wielu kibiców z naszego regionu. I tak samo, jak ci przed telewizorami, byli zaskoczeni przebiegiem pozasportowych wydarzeń.
- Obok mnie, a właściwie rząd za mną, siedziało dwóch gości, którzy potem wybiegli na murawę i zrobili sobie wyścigi z porządkowymi, z „jaskółką” w finale - opowiada Jarek Jakubowski, nasz redakcyjny kolega. - Wcześniej jednak wymachiwali kartkami z obraźliwymi napisami pod adresem Grzegorza Laty i jego kolegów z PZPN. I jeszcze pozowali do zdjęć. Już chyba wtedy wiedzieli, że będą popularni.<!** reklama>
Jarek do stolicy pojechał całą rodziną, bo jego 8-letnia córka Zosia miała wyprowadzać polskich piłkarzy podczas prezentacji.
Punktualnie o 19.15 dzieci wybrane do eskorty zostały „przejęte” przez panią z obsługi sprzed stadionu i zaprowadzone do szatni.
8-letnia Zosia na narodowym
- W szatni dzieci miały przebrać się w reprezentacyjne koszulki i kolanówki, a następnie przećwiczyć wyjście na stadion. Wychodzić miały w kolejności od najniższego do najwyższego. To najmniejsze miało wyprowadzać kapitana, następne bramkarza i tak dalej. Dodatkowo czworo dzieci miało trzymać polską flagę - wyjaśnia Jarek.
Miało... bo kiedy o 21.50 spiker ogłosił, że mecz jest przełożony na następny dzień, atmosfera z sekundy na sekundę „siadła”. Trybuny szybko opustoszały, a przemoczeni rodzice małej eskorty czekali na dzieci.
Maluchy nie wyglądały jednak na specjalnie zmartwione. Okazało się, że czas oczekiwania na decyzję w sprawie meczu spędziły na zabawie. W znacznie gorszych nastrojach opuszczali stadion dorośli. Słów pod adresem organizatora meczu lepiej nie cytować...
W środę, w drugim podejściu, 8-letnia Zosia też była w eskorcie.
„Wycieczka” za 2 tysiące złotych
Niecenzuralne słowa padały też w sektorze zajmowanym przez kibiców gości. Był wśród nich bydgoszczanin Tomasz Drogowski (wraz z synem Maksymem), który od wielu lat kibicuje piłkarskiej reprezentacji Anglii.
- Słowa wyspiarzy nie nadają się do prasy - relacjonował nam wczoraj Tomasz Drogowski. - Niektórym kibicom udało się przebukować bilety i znaleźć nocleg, ale część musiała wracać. Żadnego pola manewru nie mieli ci, którzy korzystali z usług biur podróży, współpracujących z piłkarską federacją. Oferują one połączenia czarterowe - wylot w dniu meczu i powrót zaraz po ostatnim gwizdku sędziego. Wiadomo, że samolot nie mógł czekać i trzeba było wracać do Anglii. Taka „wycieczka” kosztowała każdego z nich po 400 funtów (ponad 2000 złotych - red.).
- Wraz z synem mieliśmy zarezerwowany hotel do środowego południa i przełożenie meczu nie stanowiło dla nas większego problemu. Jednak co by było, gdyby taka rzecz spotkała mnie gdzieś daleko w świecie? Pewnie byłbym tak samo wkurzony jak rodowici Anglicy - dodaje Tomasz Drogowski.
Zaproszenie na mecz było również prezentem PKOl dla wybitnych polskich sportowców. Z tego przywileju pierwszy raz w życiu postanowiła skorzystać brązowa medalistka igrzysk olimpijskich w wioślarstwie, wychowanka Wisły Grudziądz Magdalena Fularczyk (LOTTO Bydgostia WSG).
Totalna porażka
- To co zaprezentowali organizatorzy we wtorek, to totalna porażka - mówiła Magda. - Jeśli prognoza pogody znana była wcześniej, to dlaczego nikt nie zareagował. Najbardziej żal mi zwykłych kibiców z całej Polski, którzy brali urlop po to, żeby obejrzeć ten mecz. Udało mi się znaleźć hotel i mam nadzieję, że za drugim podejściem zobaczę to spotkanie.