- Ja tylko szukałem piłki, a on zaczął mnie dusić i bić - zarzeka się 14-letni Filip. - Ten chłopiec kłamie - twierdzi „on”, czyli Przemy-sław Pawlikowski, toruński radny PO. Dziecku uwierzyli rodzice, radnemu - policjanci, wśród których ma znajomych, i prokurator.
<!** Image 2 align=right alt="Image 104285" sub="Tuż za ogrodzeniem tego właśnie boiska radny Przemysław Pawlikowski (PO) buduje swój gabinet dentystyczny. Na budowę nieraz wpadała piłka. Zdarzenie z maja tego roku ma znaleźć finał w sądzie. / Fot. Jacek Smarz">Nie byłoby całej tej historii, gdyby dentysta i toruński radny Platformy Obywatelskiej nie postanowił pobudować się przy ul. Ślaskiego w Toruniu. Ten skrawek gruntu dobrze widzi każdy skręcający z Szosy Lubickiej, głównej arterii Rubinkowa. Pawlikowski chce tu ulokować swój gabinet, a resztę pomieszczeń piętrowego budynku wynająć. Lokalizacja jest wyjątkowo atrakcyjna, z małym wyjątkiem. Na tyłach przyszłej przychodni jest jedyne w promieniu pół kilometra boisko. Ogrodzony i wyasfaltowany kawałek świata - miejsce, gdzie dzieciaki z blokowiska mogą sobie pograć.
Odkąd Pawlikowski zaczął się budować, przelatująca nad płotem piłka stała się... aktem agresji, wymierzonym w radnego miejskiego.
Cywilny patrol na życzenie
- Od początku były kłopoty. Nie tylko z piłką, ale i z młodzieżą wchodząca na teren budowy. Bo tu nie mieszkają aniołki... - mówią państwo B., rodzice 14-letniego Filipa. Sami walczyli z niszczącymi im klatkę schodową wyrostkami. Jako mieszkańcy blokowiska, z dewastacjami i chamstwem musieli jednak się pogodzić, podobnie jak sąsiedzi.
<!** reklama>Radny Pawlikowski godzić się jednak nie zamierzał. - Problemy z wandalami narastały. 29 maja tego roku włamano się do przyczepy na mojej budowie. Ktoś toporkiem ściął drzewo, przewrócił filar okienny, na całą noc odkręcił wodę. Poprosiłem kilku mieszkańców, żeby z balkonów obserwowali, kto to robi - wspomina. - Komendanta komisariatu na Rubinkowie znam od 20 lat. Powiedziałem mu, jakie mam problemy, i że sam chcę ująć sprawców. Poprosiłem tylko, żeby w razie czego szybko przysłał patrol.
29 maja Filip widział, kto niszczył drzewko i odkręcił kran: trzej chłopacy z osiedla. Nazajutrz, 30 maja, ok. godz. 18 sam grał w piłkę na boisku sąsiadującym z budową. - Piłka przeleciała mi nad siatką i poszedłem jej szukać w krzakach. On zaatakował mnie znienacka. Dusił, bił w brzuch. Wprowadził do samochodu i zamknął się tam ze mną - tak relacjonuje zajście chłopiec. Jak na 14-latka jest drobny. W jego szkole wiedzą jednak, że Filip to mocny gość. Ma tytuł najlepszego sportowca Zespołu Szkół nr 28 za ubiegły rok szkolny, kilka medali, dobre stopnie i równie dobrą opinię u nauczycieli.
Radny zdarzenie pamięta zgoła inaczej. - Około godz. 18 zadzwoniła do mnie mieszkanka bloku, mówiąc, że jakiś chłopak kręci się po budowie. Podjechałem. Złapałem Filipa z cegłą w ręku. Niszczył nią inne cegły - mówi Przemysław Pawlikowski. - Uprzedziłem, że szybko biegam i ucieczka nie ma sensu. Delikatnie za rękę zaprowadziłem go do samochodu. I zadzwoniłem.
„Jarek, złapałem skur...na” - powiedział - według Filipa - radny do telefonu komórkowego.
„Jarek, złapałem go” - tak z kolei swoją wypowiedź wspomina sam radny.
Przemysław Pawlikowski, zgodnie z wcześniejszą umową, zadzwonił na komórkę Jarosława Kolasa, komendanta komisariatu na Rubinkowie. Mówi, że prywatną. (Później, w rozmowie z dziennikarzami, rzecznik toruńskiej policji będzie wyjaśniać, że „dzwonił na komórkę służbową i nie ma co robić z tego sensacji”.) Bardzo szybko na budowie pojawił się nieoznakowany samochód, z którego wysiadło dwóch cywilów.
Odwet za oskarżenie
- Nie przedstawili się synowi - twierdzi Jolanta B., matka Filipa. - Robili zdjęcia drzewka. U jednego z nich syn zauważył pistolet w skórzanej kaburze. Z panem Pawlikowskim byli po imieniu. Na widok płaczącego Filipa jeden z nich krzyknął: „A ty się, k... zachowuj jak mężczyzna!” Potem zawieźli syna na komisariat.
Około godz. 20 rodzina zaczęła szukać Filipa na osiedlu. Chłopak sam jednak zadzwonił do rodziców, już z domu, informując, że przywiozła go policja. - Dowiedzieliśmy się, że Filip niczego złego nie zrobił i że spisano jedynie notatkę służbową, traktując syna jako świadka zniszczenia drzewka - dodaje matka. - Funkcjonariusze poinformowali nas też, że pan Pawlikowski jest osobą wpływową i wyznaczył nam spotkanie na budowie o 21.30. Poszliśmy, ale go nie było.
Jolanta B. doskonale pamięta, jak roztrzęsiony był tego wieczora jej syn. Dopiero następnego dnia opowiedział dokładnie o tym, co wydarzyło się na budowie. - My synowi wierzymy - podkreśla Gabriel B., ojciec Filipa.
31 maja rodzice poszli na komisariat. - Chcieliśmy wyjaśnić sytuację i zgłosić pobicie. Policjantka, pani Korcz, oznajmiła nam, że gdyby nawet syn miał znaczne ślady pobicia, nie jest to dowodem w sprawie, bo dziecko może się samo okaleczyć. Poradziła skontaktować się z dzielnicowym i załatwić sprawę polubownie. I choć Filipa bolał brzuch, nie poszliśmy do lekarza. Jak się okazało, to był nasz największy błąd, bo nie mieliśmy obdukcji - przyznają dziś rodzice nastolatka.
We wtorek, 3 czerwca, radny Pawlikowski zadzwonił do dyrektorki szkoły. Chciał w ten sposób nawiązać kontakt z rodzicami. Wyznaczył im kolejne spotkanie, tym razem na godz. 20. - Nie skorzystaliśmy. Około godz. 16 znów poszliśmy na komisariat. Poinformowaliśmy, że o pobiciu zawiadomimy prokuraturę. Nie minęła godzina, a radny dzwonił do naszych drzwi. Musiałam wołać o pomoc męża, bo siłą wpychał się do mieszkania - relacjonuje Jolanta B.
Nazajutrz rano rodzice Filipa zjawili się w prokuraturze. Tego samego dnia radny Pawlikowski złożył na policji zawiadomienie o tym, że Filip B. zniszczył mu cegły. Straty oszacował na 50 zł. - Nie przeczę, nie zrobiłbym tego, gdyby nie fałszywe oskarżenie o pobicie - mówi Przemysław Pawlikowski.
Jego działanie ma ciąg dalszy, bo sprawa powędrowała do sądu. Pawlikowski przyznaje, że nie chodzi mu o żadne zadośćuczynienie materialne, tylko moralne. - Chcę usłyszeć z ust Filipa „przepraszam za oskarżenie” - podkreśla.
Prokurator odmawia śledztwa
23 czerwca prokurator Marcin Mazur z Prokuratury Rejonowej Toruń-Wschód przesłuchał ojca Filipa. 24 czerwca wydał postanowienie o odmowie wszczęcia śledztwa. Stwierdził, że brakuje obdukcji, świadków potwierdzających pobicie i wskazujących na to dowodów w zebranym materiale. Na myśli miał materiał zgromadzony przez policję. Podkreślił też, że radny postąpił zgodnie z przepisami Kodeksu postępowania karnego, w myśl których „każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości, przy czym osobę tę należy niezwłocznie oddać w ręce policji”. Radnego Pawlikowskiego prokurator nie wzywał.
W tym samym postanowieniu prokurator odmówił dochodzenia w sprawie przekroczenia uprawnień przez mł. asp. Jarosława Wieczorkowskiego i kom. Roberta Woźniaka. Na ich działanie rodzice także złożyli skargę, podnosząc, że nie poinformowali syna o przysługujących mu prawach, nie sporządzili protokołu z zatrzymania, nie zawiadomili niezwłocznie rodziców ani sądu rodzinnego, przesłuchali dziecko bez rodziców lub pedagoga, a ponadto używali wobec niego wulgaryzmów.
Tajemniczy świadek
Prokurator stwierdził, że „postępowanie funkcjonariuszy nie nosi znamion przestępstwa”. To, co ustalił, kłóci się jednak z relacją Filipa i rodziców.
Choć dla prokuratora Mazura nie było świadka kluczowego zajścia 30 maja, takowy jednak pojawia się dziś w słowach radnego. - Nie można z nim porozmawiać, bo jest za granicą. Ale ta osoba złożyła oświadczenie - mówi Pawlikowski.
Państwo B. próbowali jeszcze interweniować w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. Pojechali tam 15 lipca. - Zastępca komendanta obiecał nam pomóc. Po dwóch dniach poinformowano nas, ze sprawę przekazują komendantowi policji w Toruniu. Już 23 lipca dostaliśmy odpowiedź na piśmie, że ponowne rozpatrzenie skargi nie jest możliwe, bo prokurator wcześniej nie dopatrzył się niczego złego w działaniach policji - kończy pani Jolanta.
Pociechą dla rodziców jest postawa szkoły. Murem za Filipem stanęła dyrektorka, wychowawczyni i trenerzy.
Warto wiedzieć
<!** Image 3 align=right alt="Image 104285" sub="Przemysław Pawlikowski: - Chcę usłyszeć „przepraszam za oskarżenie”">Każdy może dzwonić na komórkę komendanta
W listopadzie Jolanta i Gabriel B. dowiedzieli się, że ich syn Filip ma stanąć przed sądem wraz z dwoma wskazanymi przez siebie chłopcami. Ma odpowiadać za dewastację cegieł o wartości 50 zł. Zdecydowali się upublicznić historię. Krystyna Dowgiałło, przewodnicząca klubu radnych Platformy Obywatelskiej w Radzie Miasta Torunia, po rozmowach z rodzicami, poleciła radnemu Przemysławowi Pawlikowskiemu „zakończyć sprawę na drodze ugody, a nie sądowego pieniactwa”. Uznała, że przesadził z metodami działania, a policję winien wzywać przez 112 lub 997.
Komendant Jarosław Kolas z Rubinkowa, po pytaniach dziennikarza, podał numer swojej służbowej komórki do powszechnej wiadomości (0695-881-306), obiecał odbierać ją o każdej porze dnia i nocy, a na zgłoszenia dewastacji wysyłać patrol tak szybko, jak w przypadku radnego.