Nikt nam nie powie, że nie zagramy w Kijowie – śpiewali bydgoscy kibice. A jednak…
<!** Image 3 align=none alt="Image 191170" >
Po przegranym meczu setki butelek roztrzaskały się na drobne kawałki w zderzeniu z płytą Starego Rynku. Został żal, tym większy, że kibice wierzyli w wygraną naszych. <!** reklama>
Zamiast okrzyków triumfu, smutek na twarzach i siarczyste przekleństwa powtarzane pod nosem. W sobotni wieczór bydgoska strefa kibica pustoszała w ponurej atmosferze. -Tyle niewykorzystanych sytuacji. Piłki, które trafiały prosto w ręce czeskiego bramkarza. No trudno, czar prysł – skwitował pan Robert, mieszkaniec Leśnego, który na mecz o wszystko zabrał sześcioletniego synka.
Przed godziną 20 strefa kibica pękała w szwach. Nie było szans, aby znaleźć wolne miejsce w ogródkach otaczających Rynek. Schody biblioteki, które już po pierwszym meczu upodobali sobie kibice, nie zmieściłyby nikogo więcej. Gdy nasi piłkarze wkroczyli na murawę z kilku tysięcy gardeł wyrwało się „Polska, biało-czerwoni!”. Z tym okrzykiem radę dawali sobie nawet Irlandczycy, którzy tego wieczoru nie chcieli spędzać w hotelowych pokojach. „Mazurek Dąbrowskiego” brzmiał jeszcze donośniej. W końcu graliśmy o wszystko.
–Musimy zdobyć bramkę w pierwszej połowie. To doda nam skrzydeł. My chcemy gola! Polacy my chcemy gola…! – wyrywało się z ust nieszczędzących gardeł studentów. To właśnie prośby o bramkę zdominowały wszystkie inne kibicowskie przyśpiewki.
Po godzinie 21 w strefie kibica pojawiło się małe zamieszanie. –Patrz, panna młoda – powtarzali kolejni. Rzeczywiście, nie zważając na biel sukni, w tłum kibicujących weszła nie tylko panna młoda, ale i świeżo upieczony małżonek oraz świadkowie. Nowożeńcy pozowali do zdjęć na tle biało-czerwonych szalików i flag. Co więcej, para młoda też wciągnęła się w kibicowanie i przez dobre pół godziny obserwowała mecz na Starym Rynku.
Po bramce Jiraczka zgormadzeni na Starym Rynku znów odśpiewali „Mazurek Dąbrowskiego”. Wsparcie wciąż było, ale nadziei coraz mniej. Na okrzyk „gdzie są kibice!?” większość odpowiedziała „tu jesteśmy!”, ale można było usłyszeć też „a gdzie są piłkarze?”.
Nie czekając na to, co wydarzy się w doliczonym czasie, spora część kibiców opuściła strefę. Nie było „dziękujemy”, ale niektórym wyrywało się jeszcze „nic się nie stało!”.
Zobacz galerię: Tak pryska czar