Pracownicy schroniska dla zwierząt, miejskie służby, mieszkańcy Kapuścisk - wszyscy od kilku tygodni próbowali złapać wystraszonego psa, który błąkał się
w okolicach Zachemu.
<!** Image 2 align=none alt="Image 162152" sub="Borys ma 6,5 miesiąca. Wczoraj wrócił do swojego domu, w którym czekali na niego stęsknieni przyjaciele
Fot. Nadesłano">
Na stronie internetowej schroniska pojawił się dramatyczny apel o pomoc w ujęciu siedmiomiesięcznego psa rasy chart rosyjski borzoj. „Pies już kilka tygodni przebywa w lesie na terenie Zachemu, czasem przemieszcza się w okolice osiedla Kapuściska” - napisano w komunikacie, w którym była również prośba, by nie przeganiać zwierzęcia, a w razie możliwości zatrzymać go w ogrodzeniu lub budynku. Ale to nie było takie proste...
Wystraszony może ugryźć
- Sprawa jest bardzo trudna, od kilku tygodni trwają próby ujęcia charta. Właściciele o pomoc poprosili Animal Patrol, który, m.in., strzela z ładunków usypiających. Nic z tego, pies jest wystraszony, do tego bardzo zwinny - mówiła wczoraj przed południem Izabella Szolginia, dyrektor bydgoskiego schroniska dla zwierząt. Przestrzegała, że w razie zauważenia psa, nie wolno go gonić. Jest wystraszony, więc może być agresywny. - Hoduję charty, więc wiem, że w ognisku domowym są przyjazne i łagodne. Poza tym są uparte, jest nawet powiedzenie „uparty jak chart”. Na dodatek to zwierzę zwinne, dlatego tak trudno je złapać - wyjaśniała.
Z Brzozy do Bydgoszczy
Pies uciekł właścicielom mieszkającym w Brzozie - sąsiad opiekujący się zwierzętami pod ich nieobecność, wyprowadził go na spacer. Spłoszony przez szczekające psy, biegające po terenie sąsiedniej posesji, chart zerwał się ze smyczy i tyle go widziano. Rozpoczęto poszukiwania. Psa zauważono w okolicach Zachemu. Właścicielka charta, pani Joanna, osobiście próbowała
go przywołać. - Borys, bo tak daliśmy mu na imię, był u nas tylko miesiąc. Po kilku tygodniach błąkania się po lesie, nie rozpoznawał nas - opowiadała wczoraj smutnym głosem. A wystraszone zwierzę musiało sobie radzić w lesie - możliwe, że gdy nie znalazł innego pożywienia, polował na króliki, w końcu to pies myśliwski.
Dobry nastrój właścicielce wrócił wczoraj wczesnym popołudniem, kiedy to udało się złapać psa na terenie bydgoskiego ośrodka TVP - to teren zamknięty. Pracownicy schroniska, za zgodą dyrektora ośrodka, zjawili się tam z klatką samołapką. Akcja się udała, czworonóg został złapany. Specjaliści zapewniają, że mimo, iż metoda łapania czworonożnego uciekiniera mogła wyglądać drastycznie (użyto lassa), wszystko odbyło się bez szkody dla zdrowia psa. Cały i zdrowy, choć wciąż wystraszony, wrócił do właścicieli, którzy będą pracować teraz nad powrotem pupila do równowagi psychicznej. Może to potrwać nawet rok.
Właściciele cieszą się z powrotu Borysa. Niepokoi ich jedna rzecz.
- Pies uciekł w Brzozie, w okolicy był kilka dni. Jakim cudem trafił do Bydgoszczy? Pewnie ktoś go tu przywiózł, może chciał go sobie przywłaszczyć. Widocznie nie radził sobie z nim lub pies mu uciekł i dlatego tygodniami się tutaj błąkał - dywagują właściciele Borysa.
<!** reklama>
To była druga w ciągu dwudziestu lat akcja łapania psa na taką skalę. Kilka lat temu przez blisko cztery miesiące łapano suczkę rasy gryfonik brukselski.