No, to Franciszek Smuda ma twardy orzech do zgryzienia. Na którego z bramkarzy postawić w ostatnim spotkaniu grupowym. Po odpokutowaniu czerwonej kartki, czyli przymusowej jednomeczowej pauzie, do gry może wrócić Wojciech Szczęsny. Młody golkiper Arsenalu jest u szkoleniowca biało-czerwonych numerem jeden. <!** reklama>
Smuda nigdy tego nie ukrywał i zawsze od Szczęsnego zaczynał wyznaczanie wyjściowego składu. A jak bardzo do swych wyborów nasz trener jest przyzwyczajony i jak bardzo nie lubi zmian, chyba nikogo nie trzeba przekonywać. Naturalną więc koleją rzeczy, przynajmniej dla polskiego szkoleniowca, do bramki powinien wrócić Szczęsny. Ale opinia publiczna jest po stronie Przemysława Tytonia. Jego ostatnie występy - obroniony rzut karny w meczu z Grekami i bezbłędna gra w arcyważnym spotkaniu z Rosjanami - zaskarbiły mu sympatię kibiców. I nie ma już chyba nikogo, kto wątpiłby w umiejętności bramkarza PSV Eindhoven. Tak jak od początku nie wątpił w to selekcjoner kadry. A skoro Tytoń nie zawiódł oczekiwań Smudy i w pełni stanął na wysokości zadania, to dlaczego nie postawić właśnie na niego w meczu z Czechami? W meczu, który chcąc awansować do ćwierćfinału trzeba koniecznie wygrać.
Historia zna już takie przypadki, że rezerwowy zastępował w trudnym momencie dotychczasowego golkipera numer jeden i na dobre zajmował jego miejsce. Ja najbardziej pamiętam sytuację z mistrzostw świata w 1990 roku. Po niespodziewanej porażce na inaugurację z Kamerunem Argentyna musiała wygrać drugie spotkanie grupowe z ZSRR. Na początku kontuzji nabawił się jednak Nery Pumpido. W bramce zastąpił go Sergio Goycochea i został bohaterem włoskiego mundialu. To jego interwencje pomogły Argentynie pokonać Brazylię, a potem wyeliminować w rzutach karnych Jugosławię i Włochy.
Czy taką drogą mógłby pójść Tytoń? Pewnie tak, ale nie wiadomo, czy dostanie na to szansę.