<!** Image 1 align=left alt="Image 6312" >Zwykle powolutku robi się żałośnie. Najpierw coraz mniej sprzedanych płyt, coraz mniej koncertów, coraz mniej plotek w „kolorówkach”. Potem roztapianie się w zgorzknieniu i biadolenia, że ci młodzi to przecież nic nie potrafią... Wchodzenie w - delikatnie mówiąc - dojrzałość w pop kulturze łatwe nie jest. I nieważne, że zawsze wyciąga się z kieszeni parę przykładów dinozaurów, co to przeżyły wszystkie epoki. Bo to tylko takie wyjątki od potwierdzania reguł.
A starzenie się w pop kulturze łatwe nie jest, bo jednym z jej elementów jest kult młodości - określonego wyglądu, zachowań, języka. I permanentnej demonstracji, że wszystko jeszcze przed nami. Gonitwa za tym, żeby z głównego nurtu nie wypaść sprawia, że wielu artystów popada śmieszność - rynek pop jest bowiem bezlitosny i albo ląduje się w czarnej dziurze, albo na jakiś czas zostaje poniewieraną antygwiazdą bulwarówek. Pamiętają państwo początek lat 90-tych? Urynkowienie mediów sprawiło, że wielu zasłużonych artystów sztuki popularnej wypadło z telewizorów z dnia na dzień. Pogodzić się z tym nie mogli, walczyli do upadłego - i tylko nie wiadomo było, czy budzą raczej litość, czy śmiech.
Ale na szczęście i u nas są wyjątki. Jeden to Krzysztof Krawczyk - jegomość, który już w latach 80-tych był dinozaurem, potem flirtował z disco-polo i robił wiele różnych dziwnych rzeczy. I który dziś budzi spory szacunek u ludzi, dla których 20 lat temu był symbolem obciachu. Bo „Krawiec” zaskoczył chyba wszystkich. Klasą tego, co zrobił w ostatnich paru latach.
No i jest Maryla Rodowicz, nad której płytą od paru dni rozpływają się wszystkie media. Piosenkarka błyszcząca na rynku od kilku dekad, która mogłaby jeszcze parę lat spokojnie odcinać kupony od „Małgosiek” i „Łatwopalnych”, bo z wyścigów z młodzieżą zrezygnowała na szczęście dawno.
Tyle że Rodowicz ani nie odcina kuponów, ani w kiepskim stylu nie ucieka do przodu. Po prostu wydała kolejną płytę, na której są i nowe brzmienia, i szlagiery, i świetne teksty Kasi Nosowskiej - która odważyła się wejść w buty zawsze kojarzonej z Rodowicz Agnieszki Osieckiej. Wydała płytę, której nie mogą zlekceważyć stacje radiowe, bo jest za dobra.
I fajnie, że na rynku, na którym łomocze się Doda z Mandaryną, mamy taką Marylę, Bo to, że właśnie ona ocalała z tabunu PRL-owskich gwiazd, to wcale nie jest przypadek.