<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Projekt ustawy o ograniczeniu możliwości bezpłatnego studiowania na drugim kierunku na pewno nie spodoba się studentom państwowych uczelni. Uczelnie te też postawi w gorszej sytuacji, bo ograniczy napływ kandydatów i tak malejący z powodu niżu demograficznego. Prawnicy z kolei będą musieli rozstrzygnąć, czy nie jest sprzeczny z konstytucją. Wadą tego rozwiązania, w szerszej perspektywie, jest zmniejszenie szansy absolwentów uczelni na otrzymanie pracy w wyuczonym zawodzie. Co dwa zawody, to nie jeden.
Myślę jednak, że pomysł minister Kudryckiej ma również zalety. Przede wszystkim, nie jest to likwidacja możliwości bezpłatnego studiowania na dwóch kierunkach, a jedynie ograniczenie. Projekt zawiera bowiem zapis otwierający taką możliwość dla 10 proc. najlepszych studentów na każdej uczelni. Skoro zaś szacuje się, że obecnie co dziesiąty student studiuje na więcej niż jednym kierunku, to jest szansa, aby niemal każdy z nich tę możliwość wykorzystywał. Warunek: trzeba znaleźć się wśród najlepszych. I chyba słusznie.
<!** reklama>Odnoszę bowiem wrażenie, że z prawa do darmowych studiów na drugim kierunku korzystają nie tylko ci, którzy na to zasługują i są predysponowani do podwójnego wysiłku. Jako że jestem także nauczycielem akademickim, spotykam się z przykładami studentów, którzy bardzo często opuszczają zajęcia, bo ułożenie bezkolizyjnego planu studiowania na dwóch kierunkach okazuje się niemożliwe, nawet w ramach tej samej uczelni. Starają się wtedy o przywilej indywidualnej organizacji studiów, po czym znikają z pola widzenia nauczycieli, bywa że na parę miesięcy. A pod koniec semestru zaliczenia zdobywają na słabą trójkę. Czy to ma sens? Czy nie lepiej odebrać porządne wykształcenie w jednym zawodzie niż byle jakie w dwóch?