Zenobia Barszczewska pochodzi z podsuwalskiej wsi, gdzie prowadziła gospodarstwo rolne. Kilkanaście lat temu poznała suwalczanina i wprowadziła się do jego mieszkania przy ulicy Chopina. - Sprzedałam maszyny i budynki a pieniądze zainwestowałam w to mieszkanie - twierdzi. - Miałam zostać tutaj aż do śmierci.
Na początku grudnia gorzej się poczuła i skorzystała z zaproszenia córki. Do Suwałk wróciła 17 grudnia.
- Drzwi do mieszkania były zamknięte - wspomina. - Tłukłam w nie sądząc, że Wiesiek jest chory. Byłam pewna, że nigdzie nie wyszedł.
Zobacz także:Tragedia w Suwałkach. Zwłoki 37-latka znaleziono na klatce schodowej
Nikt nie otwierał, więc usiadła na schodach i czekała. Przypuszczalnie sąsiedzi wezwali wówczas policję. Ta odwiozła kobietę do ośrodka dla bezdomnych.
- Nie jestem zameldowana pod tym adresem, to prawda - przyznaje. - Ale wszyscy mogą potwierdzić, że od lat tam mieszkałam.
W wigilię krewni pana Wiesława przyszli go odwiedzić i okazało się, że mężczyzna od dłuższego czasu nie żyje. W piątek odbył się jego pogrzeb.
- Na cmentarz nie poszłam, bo nie miałam siły - płacze pani Zenobia. - Ale w kościele byłam.
Po nabożeństwie ponownie próbowała wejść do mieszkania, aby zabrać swoje rzeczy, lecz się nie udało. Drzwi były zamknięte.
- Klucz ma siostra Wieśka, ale nie chce otworzyć drzwi - dodaje staruszka. - Zostałam bez niczego. Nawet leków nie zdążyłam zabrać.
Siostra zmarłego twierdzi, że może oddać ubrania pani Zenobii, ale wyłącznie w asyście policji.
Do sprawy wrócimy.
"Niedziele handlowe" sprzed lat. Świąteczne zakupy w regioni...
Gęstość zaludnienia w powiatach woj. podlaskiego. Zaskakując...
Główka. Tragiczny wypadek. 21-latek zginął na miejscu (zdjęcia)
FLESZ bezpieczeństwo na Sylwestra