Rzecznik Prasowy Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Żninie oraz kierownik Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej, w jednej osobie jest człowiekiem zapracowanym.
Wstępował Pan do straży pożarnej w innych czasach?
Służbę rozpoczynałem w 1988 roku. Istotnie wydaje się, że od tamtego czasu minęła epoka, przynajmniej pod względem technicznym. Strażaków było o wiele mniej, a ich głównym zadaniem było gaszenie pożarów. Mieliśmy mniej sprzętu, ale też i rejon naszego działania był mniejszy, podlegaliśmy pod Szubin. Dopiero w 1993 roku dostaliśmy sprzęt hydrauliczny do obsługi wypadków drogowych.
Pamiętam ten dzień. Pocięto syrenkę, a później było przyjęcie dla ofiarodawców...
To było bardzo ważne wydarzenie. Dziś można powiedzieć przełomowe, bo z chwilą, kiedy wzbogaciliśmy się o te urządzenia, mogliśmy szybciej docierać do uwięzionych w samochodach ofiar wypadków drogowych. A tych po otwarciu granic przybywało także w naszym powiecie i to nie tylko na drodze krajowej nr 5, ale drodze wojewódzkiej Wągrowiec - Inowrocław. Ten pierwszy sprzęt hydrauliczny otrzymaliśmy dzięki hojności pałuckich przedsiębiorców. Wtedy żnińską jednostką kierował, dość krótko zresztą, Marian Kubiak, a naszym szefem rejonowym był Tadeusz Milewski, który niedawno został komendantem Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. To były bardzo ciekawe czasy, właściwie początek rewolucji technicznej w straży. Dziś nasze auta kosztują około 800 tysięcy złotych. Mamy bardzo drogi sprzęt.
Musiał Pan uczyć się jak używać sprzętu do cięcia blach samochodowych?
Oczywiście. To jest wielka sztuka, bo nieumiejętne obchodzenie się może sprawić, że zrobimy krzywdę ofiarom uwięzionym w samochodzie. Potrzebna jest orientacja i duże wyczucie. Używając sprzętu hydraulicznego musimy dostosować się do obowiązujących zasad.
Czy pamięta Pan, kiedy po raz pierwszy prowadziliście akcję, używając podarowanych narzędzi?
Nie jestem pewien, ale to był chyba wypadek pod Rogowem, fiat 126p. Tam byli rodzice i 18-miesięczne dziecko. Wszyscy na szczęście przeżyli.<!** reklama>
A najbardziej dramatyczne wspomnienie?
Pamiętam wypadek na drodze nr 5, chyba w Czewujewie, cała rodzina wtedy zginęła.
Takie zdarzenia śnią się po nocach?
Mam bardzo płytki sen i nie pamiętam dokładnie, co mi się śniło, ale po przebudzeniu mam świadomość, że śniły mi się ludzkie dramaty. Takich przeżyć nie da się wymazać z pamięci, odłożyć do akt. Tkwią gdzieś w podświadomości, uczą pokory wobec życia i uświadamiają, że jest ono bardzo kruche i ulotne.
Przed laty rozmawiałam z Pana kolegami, którzy żalili się, że po akcji, kiedy ratują ludzkie życie, gdzie są ofiary śmiertelne, nie mają pomocy psychologa. Czy coś się zmieniło w tej kwestii?
Komenda Wojewódzka PSP zatrudniła psychologa. Każdy, kto ma potrzebę skorzystania z jego pomocy, może poprosić o rozmowę.
Zaczynał Pan od zwykłego strażaka. Dziś jest dowódcą Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej i rzecznikiem prasowym Komendy Powiatowej PSP. Czy zmieniłby Pan zawód?
Nie zamieniłbym się na inny zawód. Uczyłem się wszystkiego od podszewki i tak powinno być. Dzięki temu łatwiej podejmować decyzję. Kiedy zostałem rzecznikiem prasowym, zrozumiałem że słowa trzeba dobierać bardzo ostrożnie. Czasem jedno wypowiedziane zbyt pochopnie może sprawić, iż sytuacja będzie przedstawiona zupełnie inaczej, niż wygląda w rzeczywistości, po dokładnym zbadaniu.
Czy mając tak odpowiedzialną funkcję potrzebuje Pan wsparcia żony?
Atmosfera w domu jest bardzo ważna, a ja nie mogę narzekać. Moja żona Małgorzata jest bardzo wyrozumiała. Często przychodzi jej odgrzewać obiad. Jestem, niestety, mało dyspozycyjny w domu. Bywa, że trzeba zmieniać plany i żona to znosi. Bardzo jej za to dziękuję.
Marek Krygier, mieszkaniec Żnina
Jest dowódcą Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Powiatowej Komendy Państwowej Straży Pożarnej w Żninie. Pełni funkcję rzecznika prasowego. Lubi mieć wszystko poukładane i zaplanowane. Plany realizuje na miarę swych możliwości. Najlepiej odpoczywa w swym domku z ogródkiem lub w górach. Lubi sporty motorowodne.