W poniedziałek rusza kolejna już edycja kampanii „Mężczyźni przeciw przemocy wobec kobiet”. Akcji kibicuję i popieram założenia. W jej trakcie, kolejny już raz, mężczyźni będą przekonywać tę bijącą część reprezentantów swojej płci, że jest to złe, krzywdzące i niemęskie. Bo męskość oznacza delikatność i troskę, a nie podniesioną rękę.
W Polsce przemocy domowej doświadczają najczęściej właśnie kobiety; w drugiej kolejności zaś - dzieci. Sprawcami najczęściej są mężczyźni. Żyjemy w środku Europy w XXI wieku, a od lat niewiele się zmienia. Kobiety są bite, popychane, wyzywane i upokarzane przez, zdawałoby się, najbliższych im mężczyzn. Często dzieje się to na oczach dzieci, dla których każde takie wydarzenie to prawdziwy dramat. To trauma, z którą będą musiały iść później przez życie. Nie każde z nich z nią się upora. Na niektórych odciśnie piętno, które w dorosłości może skutkować odnawianiem wzorców z dzieciństwa i zanurzeniem się w przemoc - czy to po stronie sprawcy, czy ofiary (zależnie od płci).
<!** reklama>
Symptomatyczne są wyniki badań opinii publicznej w Polsce, dotyczące przemocy domowej. Co trzeci respondent twierdzi, że zna w swoim otoczeniu takie przypadki. Jednak pytani generalnie, czy przemoc domowa jest w Polsce dużym problemem, zaprzeczamy.
O czym to świadczy? O spychaniu problemu na margines, o wypieraniu go ze świadomości. Wpisuje się to w zjawisko wstydu ofiar, które czasem latami ukrywają, czego doświadczają w czterech ścianach. Wstydu, które ofiary uczą też swoich dzieci - „Nie mów, co się dzieje w domu. Milcz”.
Taka kampania jak „Mężczyźni przeciw przemocy wobec kobiet” może dać lepsze efekty niż jakakolwiek podobna akcja zorganizowana przez środowiska kobiece. Dobrze, że o przemocy domowej zaczynamy mówić głośno. I dobrze, że robią to też mężczyźni.
Małgorzata Oberlan