W końcu prezes PZPN Cezary Kulesza odważył się porozmawiać z dziennikarzem i wyznał całą prawdę dotyczącą ostatnich miesięcy. Nie zabrakło wątków najbardziej trapiących polskich kibiców, a więc dotyczących afer - od katarskiego mundialu do niesławnego gościa Mirosława Stasiaka, który zjawił się na meczu w Kiszyniowie między Polską a Mołdawią.
Rozmowę przeprowadził Sebastian Staszewski z Interii.
O sytuacji z Mirosławem Stasiakiem:
Mam świadomość tego, że popełniliśmy błędy, za które ja, jako prezes, płacę cenę. Za mną kilka ciężkich tygodni, chociaż jeśli mam być szczery, to najgorzej czułem się po meczu z Mołdawią. Wtedy byłem wściekły, tak jak wszyscy polscy kibice. A jakby tego było mało, spadła na nas sprawa z panem Stasiakiem...
Jestem w PZPN od 11 lat, byłem na dziesiątkach takich wyjazdów. I wiem, że nigdy nie było procedur weryfikujących gości. Sponsorzy mieli prawo ich zapraszać, a PZPN ich nie prześwietlał. Wszystko opierało się na zaufaniu. Gdyby więc istniały procedury, a ktoś by ich nie dopełnił, to wyciągnąłbym wobec takiej osoby konsekwencje. Ale procedur nie było - chociaż jak widzimy, powinny. Dlatego podjąłem decyzję, że ta kwestia się zmieni i od teraz przed każdym wylotem będziemy weryfikować listę pasażerów.
Popełniliśmy duży błąd, za który jest mi wstyd. Tym bardziej, że niedługo po meczu przygotowany był tweet, w którym przepraszałem kibiców i całą winę brałem na siebie. Nie miałem z tym problemu, byłem na to gotowy. Ale przyszło do mnie kilka osób. "Prezesie, to prezes zaprosił tego Stasiaka?". Powiedziałem zgodnie z prawdą, że nie. "To dlaczego prezes ma za to przepraszać i dostać za niewinność?". Pojawił się pomysł, żeby napisać, jak było, ale bez podawania nazwy partnera. Chcieliśmy uszanować jego prawo do prywatności. Ten, kto to wymyślił, chciał dobrze. Ale wyszło bardzo źle.

Byłem, wszyscy byliśmy (odpowiedź na pytanie "czy był Pan na imprezie z panem Stasiakiem" - red.). To nie była impreza, tylko kolacja, na której przed każdym meczem wyjazdowym spotykamy się z naszymi sponsorami i ich gośćmi. Od lat jest tak samo: dobre jedzenie, trochę wina, trochę piwa. I sympatyczne rozmowy. Nie raz zdarzyło się też, że ktoś coś zaśpiewał, zresztą wtedy wszyscy śpiewaliśmy "Sto lat" Wojtkowi Gąssowskiemu, który obchodził 80. urodziny.
Wie pan, kojarzyłem to nazwisko z tekstów o właścicielu klubu, który sam wstawiał się do składu. Ale na Boga, to było prawie 20 lat temu! Później posprawdzałem sobie co nieco na temat tego pana. Za korupcję był zawieszony przez PZPN dożywotnio. Ale złożył odwołanie. I to zostało rozpatrzone pozytywnie, skracając mu zakaz funkcjonowania w strukturach piłkarskich do 2026 roku. W większości przypadków rozpatrzenie takiego odwołania trwa wiele lat, nawet trzy, cztery. A w tym przypadku wniosek został rozpatrzony w kilka tygodni. To wszystko odbyło się jednak w trakcie poprzedniej kadencji.
O komunikacji w PZPN-ie:
Komunikacją zajmuje się u nas departament komunikacji, a Publicon odpowiada za inne obszary, zresztą z dużymi sukcesami. Kluczowe decyzje w ramach moich kompetencji podejmuję sam. Przygotowałem więc różne pomysły razem z najbliższymi współpracownikami i niedługo o nich powiemy. Natomiast komunikacja w warunkach wiecznego ataku nie jest łatwa.
O aferze premiowej:
O wszystkim dowiedziałem się w Katarze. I co miałem zrobić? Wyrzucić Michniewicza? Zwolnić go w trakcie turnieju? To teraz ja zapytam pana jako dziennikarz, a pan mi odpowie jako prezes. Co by pan zrobił?
Czy zdenerwowałem się? Strasznie. Ale miałem wywalić Michniewicza? Sam poprowadzić reprezentację w meczu z Francją? A może oddać walkowera? Działałem dla dobra kadry. Zacisnąłem zęby i milczałem, bo to było jedyne, co mi zostało. Niektórzy twierdzą jednak: "Co ten Kulesza bredzi, przecież o wszystkim wiedział".

O swojej prezesurze:
Nie mam problemu z krytyką, ale chciałbym być oceniany uczciwie. Kiedy byłem prezesem Jagiellonii, przez kilka lat pracowałem za darmo. Sam płaciłem za telefony, paliwo, hotele. Zespół leciał na zgrupowanie do Turcji, a ja z nim - ale za swoje. Po pięciu czy po sześciu latach członkowie Rady Nadzorczej powiedzieli: "Prezes, nie może być tak, że ty nic nie zarabiasz, to dziwnie wygląda w sprawozdaniach". No to mi wpisali dwa tysiące złotych miesięcznie. A niektórzy docinają mi: "Kuleszę interesuje wyłącznie kasa". Co za bzdura! Interesuje mnie dobro polskiej piłki. Wie pan, co mi kiedyś powiedział Michniewicz? "Czarek, jak wygrałeś wybory, to moja rodzina była przekonana, że nie mam szans zostać selekcjonerem". Bo nie mieliśmy dobrych relacji. Ale moje osobiste uczucia odsunąłem na bok, najważniejszy był sukces kadry. Naciskali na mnie, żebym zatrudnił Adama Nawałkę, Janka Urbana albo trenera z zagranicy. Ale ja czułem, że to Michniewicz zagwarantuje nam awans do Kataru i wbrew wszystkim został trenerem reprezentacji. To dowód na to, że wszystko, co robię, robię dla piłki. Ale wy i tak piszecie, że ciągle robię coś źle.
O meczu Mołdawia - Polska:
Ale pan myśli, że piłkarze zrobili to specjalnie? (przegrali - red.) Że nie chcieli wygrać? Kibice piszą o nich różne rzeczy, krytykują każdego z zawodników. A mnie się to nie podoba. Jak można atakować Roberta Lewandowskiego, na którego plecach ta reprezentacja jest dźwigana od 10 lat? Robert był królem strzelców eliminacji mistrzostw Europy i eliminacji mundialu, jako kapitan pojechaliśmy z nim na cztery wielkie imprezy. I teraz nagle ktoś chce mu zabierać opaskę? Każą mu kończyć grę w kadrze? Naśmiewają się z niego? Bo zagrał kilka słabszych meczów? Ludzie, opamiętajcie się! To nie jest robot, maszynka, którą można nakręcić. Nie zgadzam się na takie ataki. Jeśli kibice chcą, to niech napierd... we mnie. Nawet do końca kadencji. Ale niech zostawią w spokoju reprezentację i Roberta, bo to nasze dobra narodowe. Apeluję o to: drodzy kibice, bądźcie z nimi na dobre i na złe. Pamiętajcie, że razem wygrywamy i razem przegramy.
O Fernando Santosie:
(Fernando Santos - red.) nigdzie nie odchodzi. Tego dnia, gdy pisaliście o ofercie z Arabii Saudyjskiej, wracał z wakacji do Portugalii. Jak tylko wszedł do domu to porozmawiał z naszym sekretarzem. "Ale dlaczego chcecie rozwiązać moją umowę? O co chodzi? Przecież mamy kontrakt!". Był totalnie zaskoczony, myślał, że to my chcemy się pożegnać z nim. Nie wiedział o żadnej ofercie. To była plotka. A przynajmniej selekcjoner tak twierdził. Jasno zadeklarował, że zostaje z nami i dalej walczy o awans na turniej. Po to tu przyszedł i to jego cel.
REPREZENTACJA w GOL24
Największe transfery w Ekstraklasie. Ranking TOP 10 letniego...
