Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spod Ekranu" "Faworyta" Jorgosa Lantimosa. Recenzja wideo

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski

Któż nie zastanawiał się choć raz, jak to naprawdę wygląda na szczytach władzy? Kto kim kręci, kto manipuluje, a kto ostatecznie okazuje się tym biednym osiołkiem? Kto szczuje i co jest grane? O, to wszystko oczywiście zależy od formatu władcy i rodzaju władzy, czasami wychodzi nam “Ucho prezesa”, a czasami szekspirowski dramat. Ale niektóre rzeczy są chyba jednak niezmienne od wieków... I “Faworyta” to bardzo smaczna –to chyba najlepsze określenie – ballada o władzy właśnie. Władzy prawie absolutnej, która, jak wiadomo, deprawuje prawie absolutnie.

A czemuż ten film jest taki smaczny? Bo to niby zwyczajna opowieść kostiumowa – prosto opowiadana, nawet bez szarpanej chronologii – ale za to tak podkręcona aktorsko, wizualnie i kostiumowo, że każdy kadr smakuje po prostu cudnie. Czasami te odjazdy są mocniejsze, jak w sekwencji dworskiego balu, w którym hula, jak w surrealistycznym kinie, czasami to sugestywne, bardzo klasyczne ujęcia, bez najmniejszej deformacji kadru.

A oglądamy opowieść o dworze królowej Anny Stuart. Mamy więc wiek XVIII, trwa wojna angielsko-francuska i wielka batalia polityczna w Anglii. A na dworze, pełnym zepsutych dostojników uprawiających mocno zepsute rozrywki, trwa mocowanie się o dostęp do ucha władczyni. Wchodzimy w ten świat, kiedy uchem niepodzielnie rządzi księżna Marlborough. Ale pewnego dnia przygarnia zubożałą kuzynkę, Abigail. A piękna panna jest tak sprytna i zdeterminowana, że się pani księżnej nawet nie śniło.

No i podziwiamy zapasy trzech kobiet w niby męskim świecie, w którym jednak tak naprawdę mężczyźni do powiedzenia mają niewiele. Oglądamy wyścig o to, kto zmanipuluje zdziwaczałą i wydawałoby się kompletnie odklejoną od świata władczynię - aż w końcu zaczynamy się zastanawiać, kto tu tak naprawdę kim kręci? Oglądamy umizgi i intrygi faworyt i dworaków, zapominających czasami, że za ich plecami zawsze czai się ktoś jeszcze bardziej wygłodzony i bezwzględny. Albo zapominających o tym, kto tak naprawdę w wyścigu do ucha ludzi władzy szanse ma większe - wazeliniarze i pochlebcy, czy ci od niewygodnej prawdy.

Oczywiście skoro mamy film rozgrywany na trzy kobiety i gromadkę mało wyrazistych facetów, to jasne jest, że będą to też aktorskie popisy trzech pań. I są. I to takie, że aż huczy. Bardzo ciekawe to zresztą, bo wszystkie postacie skonstruowane są tak, że żadnej z nich nie darzymy sympatią, bo każda to miks dobra i zła.

I jak wyszły te aktorskie cuda? I Emma Stone, i Rachel Weisz są świetne, ale film kradnie jednak Olivia Colman jako królowa Anna. Bo jest w niej wszystko. Budzi żałość, kiedy wydaje nam się manipulowanym głupolkiem, współczucie, kiedy wczuwamy się w jej życiową tragedię, i przerażenie, kiedy jednym słowem czy gestem decyduje o czyimś życiu. Jak dla mnie to rola na Oscara.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Spod Ekranu" "Faworyta" Jorgosa Lantimosa. Recenzja wideo - Nowości Dziennik Toruński