W piątek o godz. 16 w Warszawie wylądowała reprezentacja Polski. Mimo że w Rosji wiele nie zwojowała, to na Okęciu piłkarzy powitała spora grupka kibiców. To było zupełnie inne powitanie niż dwa lata temu, gdy piłkarze wracali z La Baule. To już nie byli polscy (piłkarscy) Beatlesi, a raczej nieśmiały chórek w ładnych garniturach.
Przed "meczem o honor" reprezentanci mogli zanotować najsłabszy wynik drużyny narodowej w naszej historii. 0 punktów po dwóch meczach z bilansem bramek 1:5? Gorzej było tylko w 2002 roku, kiedy Jerzy Engel również pogubił się w doborze zawodników i po dwóch rozegranych spotkaniach mógł "pochwalić się" zerowym bilansem - zarówno punktowym, jak i bramkowym. Mimo wszystko, kadra w XXI wieku potrafiła ostatnie mecze w grupie wygrywać, a trzy punkty w grupie nie wyglądały źle w stosunku do innych ekip z ostatnich miejsc. Zwycięstwo z Japonią zrodziło się w bólach natomiast kadrowicze uniknęli totalnej kompromitacji.
W Wołgogradzie podczas meczu Polska - Japonia nie było już tłumów. Zostay grupki najwierniejszych fanów, którzy chcieli obejrzeć spotkanie na poziomie, do którego przyzwyczaiła nas reprezentacja. Zamiast tego otrzymali kiepskie spotkanie z wyjętą końcówką. Obie drużyny nie chciały zmienić wyniku, więc ostatnie 10 minut po prostu stali w miejscu.
Miejscem, gdzie kadra Adama Nawałki przygotowywała się do swoich spotkań, było olimpijskie Soczi. Po odpadnięciu naszej kadry jest życie, co świetnie obrazuje poniższy materiał.