Ponad 30 tys. kibiców na trybunach, w tym duża grupa fanów gości. Fantastyczna atmosfera i głośny doping dla obu drużyn. Życzylibyśmy sobie, żeby tak wyglądał każdy ligowy szlagier. Niedzielny mecz pomiędzy Śląskiem a Legią był spotkaniem niemal na szczycie. „Niemal”, bo po 17. kolejkach wrocławianie byli liderem, a legioniści zajmowali trzecią pozycję w tabeli. Obie drużyny imponowały ostatnio formą. Gospodarze wygrali pięć meczów z rzędu, stołeczny klub – siedem z ośmiu.
Początek dla Śląska był wręcz wymarzony. Igor Lewczuk sfaulował w polu karnym Damiana Gąskę (choć na powtórce wydawało się, że to raczej 23-letni pomocnik nadepnął na stopę doświadczonego obrońcy), a sędzia bez wahania wskazał na 11. metr. Do piłki podszedł najlepszy strzelec wrocławian Robert Pich i... uderzył przy prawym słupku, ale na tyle słabo, że Radosław Majecki zdołał obronić.
Oklepana piłkarska prawda mówiąca o tym, że niewykorzystane okazje się mszczą sprawdziła się i tym razem. Kilka minut później było już 0:1. Akcję rozpoczął Luquinhas, który zaliczył odbiór i uruchomił Michała Karbownika. 19-letni obrońca dobiegł do linii końcowej boiska i wycofał piłkę do Pawła Wszołka, a ten precyzyjnym strzałem pokonał Matusa Putnocky’ego.
Pierwsza połowa przedłużyła się o około 10 minut, bo chwaleni przez nas na początku tekstu kibice odpalili hurtowe ilości pirotechniki. Wrocławianie zorganizowali wręcz próbę generalną przed Sylwestrem, efektownego pokazu fajerwerków może im pozazdrościć niejedno średniej wielkości miasto.
Oprawa kibiców podczas meczu Śląsk - Legia [WIDEO]
Oprawa kibiców gości na meczu Śląsk - Legia:
Kiedy dym opadł, a piłkarze wznowili grę, dalej atakowała Legia. Doskonałą sytuację zmarnował Walerian Gwilia, który wyszedł sam na sam z bramkarzem, zwlekał jednak z oddaniem strzału tak długo, że nic z tego nie wyszło. Po chwili próbował jeszcze Wszołek, lecz jego uderzenie obronił Putnocky.
Śląsk odpowiedział strzałem Erika Exposito z ostrego kąta, bliżej strzelenia gola była jednak Legia. Po ładnie rozegranej kontrze Jose Kante trafił nawet do siatki, ale wcześniej sędzia pokazał pozycję spaloną.
Po przerwie groźniejsze sytuacje nadal tworzyli sobie legioniści. Po niespełna godzinie gry świetnie w polu karnym odnalazł się Luquinhas. Zarówno strzał Brazylijczyka z woleja, jak też jego dobitka padły jednak łupem Putnocky’ego. Kilka okazji na podwyższenie wyniku miał też Gwilia, ale celownik Gruzina we Wrocławiu był mocno rozregulowany.
Gospodarze tymczasem mieli spore problemy z przedostaniem się w okolice pola karnego Legii, nie mówiąc już o oddaniu celnego strzału. Drużyna Aleksandara Vukovicia z kolei dążyła do zwycięstwa. W końcu się udało. Nieco ponad kwadrans przed końcowym gwizdkiem w zamieszaniu w polu karnym najlepiej odnalazł się Jose Kante, który strzelił piątego ligowego gola w sezonie. Reprezentantowi Gwinei pozazdrościł Luquinhas, który w 83. minucie wykorzystał dośrodkowanie Wszołka i pokonał bramkarza strzałem głową.
Legioniści pewnie zdobyli trzy punkty. Do końca roku pozostały do rozegrania dwa mecze. W sobotę o 20.30 podejmą w derbach Mazowsza Wisłę Płock, a w piątek 20 grudnia zmierzą się na wyjeździe z Zagłębiem Lubin.
Tomasz Dębek
Obserwuj autora artykułu na Twitterze
ZOBACZ TEŻ:
- Najwyższe transfery Polaków w historii. Kiedy padnie rekord?
- Kto poza Lewym? TOP 10 polskich strzelców za granicą
- Piłkarze Legii jak postacie z filmu "Kevin sam w domu"
- Złota Piłka dla Lewandowskiego? "Teraz albo nigdy"
- Snajperzy i niewypały - napastnicy Legii ostatniej dekady
- Co robią legioniści, którzy pięć lat temu rozbijali Celtic?
Walerian Gwilia: Pierwszą połowę zagraliśmy słabo, ale się poprawiliśmy
