<!** Image 1 align=left alt="Image 209628" >Nie było łatwo - tak w największym skrócie podsumował wczoraj Piotr Rutkowski starania Wojskowych Zakładów Lotniczych nr 2 w Bydgoszczy o stworzenie Krajowego Centrum Serwisowania F-16.
Amerykanie okazali się kontrahentem wymagającym i pod względem mentalnym zupełnie innym niż Rosjanie, z którymi bydgoscy specjaliści mieli do czynienia dotychczas. Ale determinacja kierownictwa i załogi opłaciła się. Polska ma w Bydgoszczy jedyne centrum serwisowania samolotów wielozadaniowych F-16, stanowiących trzon wyposażenia polskich sił powietrznych. Bydgoskie centrum jest zaledwie jednym z sześciu w Europie, po Grecji, Portugalii, Danii, Holandii i Turcji.
<!** reklama>
Dla 640-osobowej załogi to jak dar z nieba, prawie że dosłowny. Umowa z Amerykanami na serwisowanie ich samolotów służących w polskej armii opiewa na 16 mln dolarów w ciągu dwóch lat. Jak usłyszałem wczoraj, w razie potrzeby pieniędzy może być więcej.
Plany WZL nr 2 są ambitne. Chcą stać się centrum logistycznym i serwisowym samolotów typu F-16, Hercules oraz Cirrus, a przecież nie zaprzestały napraw maszyn produkcji rosyjskiej typu MIG i Su. Ich kolejka jest naprawdę długa. To wszystko sprawia, że na przyszłość branży lotniczej w Bydgoszczy możemy patrzeć z optymizmem.
Chciałoby się, żeby była to pierwsza jaskółka ożywienia gospodarczego w mieście i regionie. Zastrzyk amerykańskich pieniędzy i technologii przyszedł w samą porę. Podobnie miało być z „Zachemem”. Jak się skończyło, wszyscy wiemy. Czy tak być musiało? Pytanie wydaje się retoryczne.
