<!** Image 1 align=left alt="Image 2056" >Jaki powinien być nowy prezydent RP? Twardy. Zdaje się, że najważniejsi zawodnicy w wyścigu do prezydenckiego fotela wzięli to sobie głęboko do serca. Lech Kaczyński od lat tworzy wizerunek osoby bezkompromisowej, stanowczej w forsowaniu swych poglądów. Kolejny raz zademonstrował to wczoraj. Po anonimowym telefonie o bombie podłożonej w metrze, nie wahał się natychmiast zarządzić ewakuację. Bomby oczywiście nie było, ale prezydent Warszawy jeszcze raz wysłał sygnał: „patrzcie, potrafię się odnaleźć w kryzysowej sytuacji, umiem podejmować decyzje, nawet te najtrudniejsze”.
Na twardego człowieka kreuje się także jego największy w tej chwili przeciwnik, czyli Włodzimierz Cimoszewicz. Jego sobotnie pożegnanie z komisją śledczą było majstersztykiem politycznego marketingu. Przed swym lewicowym elektoratem, od miesięcy przyzwyczajonym do defensywy i do liderów lewicy, którzy albo się wzajemnie oskarżają, albo z łoskotem biją w piersi, nagle zaprezentował się jako twardziel - ktoś, kto potrafi zagrać na nosie Romanowi Giertychowi i jego śledczym kolegom. Może za kilka miesięcy wyjaśni się, czy marszałek nie złamał przy okazji prawa, a już dziś zdobył w notowaniach kilka punktów procentowych, umocnił się na pozycji lidera. I o to właśnie chodziło.
W dwóch poprzednich kampaniach prezydenckich liczyły się zupełnie inne wartości. Aleksander Kwaśniewski zawsze podkreślał cechy „miękkie”- ugodowość, chęć szukania kompromisu, spolegliwość, wszystko, co mogło być przeciwieństwem „siekierki” Wałęsy. Dziś twardzi chcą być wszyscy. Ciekawe tylko, kto będzie twardszy od pozostałych.