Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serce na właściwym miejscu

Z Izabellą Szolginią*, dyrektorką Schroniska dla Zwierząt w Bydgoszczy, rozmawia Lucyna Tataruch
Tomek Czachorowski
Moja dewiza brzmi: by móc kochać ludzi, trzeba umieć kochać zwierzęta. Mam jeszcze taką drugą, nieco bezczelną… Jeśli nikomu nie szkodzisz, to rób, co ci się podoba.

Woli Pani zwierzęta od ludzi?
Nie.

To za dużo powiedziane?
To jest powiedziane niemądrze. Ten wytarty, powtarzany slogan „Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta”, brzmi jak totalna bzdura. Uważam, że tego nie należy się trzymać. Wymyśliłam kiedyś taką sentencję: „By móc kochać ludzi, trzeba umieć kochać zwierzęta”. Może jest nieco pretensjonalna, ale myślę, że prawdziwa i przez lata miałam ją na swojej wizytówce. Spotykam wiele wspaniałych osób. Wykształciłam w sobie chyba taki instynkt, który pozwala mi odkrywać całym ciałem fałsz, obłudę, ale i pozytywne cechy. Czasami przychodzi tu ktoś, od kogo bije jakieś dobro i od razu wiadomo, że warto z tą osobą usiąść, porozmawiać, nawet się zaprzyjaźnić. Mam jeszcze taką drugą, nieco bezczelną dewizę: „Jeśli nikomu nie szkodzisz, to rób, co ci się podoba”.

Dlaczego więc pomaga Pani akurat zwierzętom?
Bo wiem, że bez naszej pomocy sobie nie poradzą. I kocham je, od swoich najmłodszych lat. W moim rodzinnym domu, w Świeciu nad Wisłą, przy ulicy Pocztowej 1, zawsze mieliśmy psy i koty. Najpierw poznałam kotkę Maćkę, która tak mocno pokochała mnie i mojego brata, że pozwalała nam wozić się w wózku, jak lalka. Potem moją największą przyjaciółką była kotka Śnieżka. Miała jedno oko zielone, drugie niebieskie, była cała biała i głucha po stronie niebieskiego oka.

To była długoletnia przyjaźń?
Niestety, Śnieżka zaginęła bezpowrotnie, gdy miała 8 lat. Przez kolejne osiem rodzina utrzymywała mnie w niewiedzy - twierdzili, że Śnieżka gdzieś poszła i że jeszcze wróci. Dopiero po latach powiedzieli mi, że tego dnia, kiedy rzekomo zaginęła, to tak naprawdę wpadła pod samochód. Lepiej byłoby od razu znać prawdę…

Dla dziecka najgorsza prawda o śmierci zwierzaka jest lepsza niż kłamstwo?
Dla mnie by była. Przez to, że tak czekałam na Śnieżkę, to śniłam o niej nocami. Śniła mi się w postaci kota z porcelany, kota z włóczki. Nigdy też nie przestałam kochać białych kotów. Obecnie jestem właścicielką, a może raczej panią i częściowo służącą, trzech persów z zielonymi oczami. Jednak jeśli ktoś by powiedział, że wolę rasowe koty od zwykłych, to nie miałby racji. Tak samo ratuję rasowe, jak i te europejskie, których tu w schronisku jest bardzo dużo.

Ile obecnie?
Mamy dokładną ewidencję, już mówię… Stan na dziś: 116 kotów, dorosłych i kociąt. I 213 psów, których też z oczu nie tracę. To bardzo dobra liczba. Kiedyś było ich razem około 450, teraz jest coraz mniej. Miasto finansuje sterylizację kotów wolno żyjących i widać tego wymierne efekty! Z naszego schroniska do adopcji rocznie trafia około 1500 psów i prawie 600 kotów. W Programie LIRA wolontariusze wyszkolili wiele psów, tak by ładnie chodziły na smyczy, siadały, wykonywały sztuczki. Nawet te starsze zyskują przez to na atrakcyjności i często znajdują domy! Niektóre zaniedbane psy trafiły do nas jako takie sfilcowane brzydale, ale przeszły tu metamorfozę, były u fryzjera, mają profesjonalne sesje fotograficzne. Na Facebooku można zobaczyć, jak świetnie wyglądają. Rewelacja.

Ludzie dzielą się na kociarzy i psiarzy?
Nie. Miłośnicy zwierząt kochają wszystkie zwierzęta, te hodowlane, wolno żyjące, te z lasu… I powinni też potępiać głupie polowania dla samego zabijania. Nie mam nic przeciwko leśnikom, są potrzebni w lasach, ale nie ufam w czyste intencje myśliwych. Potępiam też to, co dzieje się w innych miejscach na świecie. W głowie mi się nie mieści, że jakiś lekarz może dla przyjemności mordowania zabić lwa, jakaś kobieta może fotografować się ze strzelbą i martwą żyrafą. Bardzo mnie to boli. I jeszcze udział dzieci w polowaniach. Masakra!

Ludzie to krytykują, szczególnie w Internecie.
Krytykować należy, tak! Nie pozostawać obojętnym. Chociaż mam mieszane odczucia, jeśli chodzi o ludzi, którzy z uporem maniaka umieszczają takie wstrząsające materiały w Internecie i jedynie komentują to barbarzyństwo. Pokazują, jacy to są bardzo wrażliwi, ale samym komentarzem nie pomogą zwierzętom! Niech przynajmniej protestują i podpisują petycje - o to bardzo proszę.

Myśli Pani, że mimo wszystko stajemy się coraz bardziej wrażliwi na krzywdę zwierząt?
Na całym globie? Mamy festiwal psiego mięsa w Chinach, masowe mordy waleni w Danii, masowe zabijanie bydła w innych obrzędach. I nikogo to specjalnie nie obchodzi. Ludzie zapominają też, że za słowem cielęcina kryją się duże, brązowe oczy z długimi rzęsami…

Pani jest wegetarianką?
Do wegetarianizmu mam bardzo pozytywny stosunek, a i wegan podziwiam za to, jak fantastycznie radzą sobie w kuchni. Sama nie mogę powiedzieć, że jestem w stu procentach wegetarianką, bo niekiedy jem mięso, chociaż bardzo rzadko. Gdy czasem muszę kupić coś w sklepie mięsnym, to przed oczami staje mi widok tych mięśni, które pracowały w zwierzęciu. Przeszkadza mi to żyć. Ale gdyby się chciało myśleć o wszystkich udręczonych zwierzętach, to można by się położyć i umrzeć od razu ze zgryzoty.

Lepiej nie myśleć?
Jak się nie ma na coś większego wpływu, to lepiej zacisnąć zęby i zająć się czymś, co można zmienić. Żyję tym schroniskiem, nie ukrywam tego. Będę czuwać nad tym miejscem dla smutnych, porzuconych zwierząt, dopóki sił mi wystarczy. A wystarczy na długo.

Gdy umawiałyśmy się na spotkanie, to powiedziała Pani, że tu nie jest tak strasznie, jak pewnie słyszałam. Co Pani miała na myśli? Ludzie rozpowiadają, że tu się źle dzieje?
O naszym schronisku źle nie mówią, mam taką nadzieję. Chodziło mi ogólnie o to, jak myśli się o takich miejscach - że są na końcu świata, zapomniane, brudne, śmierdzące. My się staramy, żeby tu tak nie było. Jest ładnie już na samym wejściu - są kwiaty, nawet róże pachną, sprzątamy bez przerwy, pracujemy na okrągło. No i ta cisza… Zwierzaki nakarmione i spokojne, przeważnie odpoczywają. Psy regularnie wychodzą na spacery. Harmider jest jedynie przy karmieniu i jak ktoś obcy nas odwiedza.

Przywiązuje się Pani do tych swoich setek podopiecznych?
Usiłuję się nie przywiązywać, ale różnie bywa. Przywiązana jestem np. do kotki Letycji, bo razem spędziłyśmy prawie trzy miesiące w biurze, wychowując kolejne kocięta. Do wszystkich starych rezydentów, którzy nie mogą iść do domu. Jest na przykład taki pies Alfik, który boi się własnego cienia. Jest też Kulka Lulka, włochata, mała suczka. Jest suczka Jasmina, z siwym pyszczkiem. Ma padaczkę i chore serce. Trzymamy ją na lekach, już parę razy się z nią żegnaliśmy, ale ona zmartwychwstaje. Jest starutki Kabi, całkiem bez zębów, prawie w niebieskim kolorze. Takie tu są różne zwierzaki, różne historie… Czasem pięknie się tu łączą losy ludzi i zwierząt, czasem przejmująco.

Na przykład?
Na przykład taki pies Baster. Najpierw mu zafundowaliśmy fryzjera, potem operację paliczka palca. Miał raka, trzeba było amputować ten palec. To sznaucer średni, rasa predestynowana do tego typu nowotworów. Po wszystkim umieściliśmy jego zdjęcie na Facebooku, gdzie rozpoznała go pierwotna właścicielka. Okazało się, że gdy dawno temu wyjeżdżała za granicę, zostawiła go pod opieką znajomych. Niestety, Baster od nich uciekł i trafił do schroniska. Stamtąd wzięła go kolejna osoba, ale zaniedbała go okropnie i oddała do nas. W końcu pierwotna właścicielka zobaczyła swojego psa w Internecie i powiedziała, że to u niej już przeżyje swoją starość. Myśleliśmy, że Baster ma 8 lat, ale to już jedenastolatek. Szczęśliwe zakończenie, prawda?

A często zdarzają się inne, po których czuje Pani bezradność? Albo złość?
Wydaje mi się, że jestem dość odporna i nie daję się tak łatwo tym negatywnym odczuciom. Pewnie mi się tylko tak wydaje… Jestem Koziorożcem. „Koza niezabita, mam żelazne rogi i żelazne kopyta…”. Ale to nie tak do końca. Płakać też mi się zdarza, choć nie ukrywam, że rzadko. Tak się dzieje, kiedy nie da się pomóc jakiemuś zwierzakowi. Są takie przypadki, które bardzo mocno mi utkwiły w pamięci. Na przykład piękny mały kundelek w typie jamniczka. Wyglądał jak nakręcana zabawka. Jacyś ludzie go oddali. Szczeniak jeszcze nigdy nie był odrobaczany. Myśmy go odrobaczyli raz, drugi, ale okazało się, że jego jelita były już rozpuszczone przez robaki. Mógłby żyć, gdyby ktoś się puknął w głowę, zajrzał, gdzie trzeba i sprawdził, w jakim wieku odrobacza się małe pieski. Czwarty tydzień życia pierwsze odrobaczanie - mówię do wszystkich, którym się zdarzy mieć szczeniaka! To samo dotyczy małych kociaków!

To tacy ludzie, którzy myślą, że zwierzę jest jak pluszowa zabawka…
Tak. Albo tacy, którzy myślą, że zwierzę się łatwo samo naprawi. Że np. jak ma rozwolnienie, to wszystko samo przejdzie. Guzik prawda! To jest tak, jak u niemowląt. Jeśli niemowlątko ma rozwolnienie, to mama od razu biegnie z nim do lekarza, żeby się nie odwodniło. Zwierzęta mają tak samo delikatne narządy. Czasem do niektórych ludzi to nie dociera, nie da się im wytłumaczyć, że zwierzęta to też istoty czujące, wrażliwe na choroby!

Myślę, że jednak często się Pani złości…
No właśnie zastanawiam się przy okazji, czy choroby somatyczne się z tego nie biorą. Żołądek mi się rozchorował w latach 90., kiedy przyszłam tu do pracy. Brzuch bolał mnie codziennie.

Było aż tak strasznie?
Miałam prawie same chore psy na początek. Nie było kanalizacji. Przez cztery lata schronisko funkcjonowało na szambach. Oprócz stróża, pana Zygmunta, załoga była okropna, nieuczciwi ludzie. Pilnowałam wszystkiego, ale gdy zobaczyłam, że marnotrawione są środki, które dostawaliśmy od miasta, to sama poszłam do urzędu prosić o kontrolę, żeby coś z tym zrobić. Minęły niecałe dwa lata i zwolniłam złych pracowników. Bardzo starałam się wszystko tu odmienić, nie pozwoliłam zrujnować budynku, który przez lata niszczał. Dokończyliśmy budowę, zrobiliśmy dach, wybiegi, budy… I myślę, że wszystko dalej zmienia się na lepsze. Szkolimy siebie, szkolimy innych, wprowadzamy nowe, często surowe procedury, wolontariat się rozwija…

Jacy ludzie zgłaszają się tu do pomocy? Tacy wrażliwcy?
Szerokie spektrum. Przychodzą pojedynczo, parami, młodsi, starsi. Często mają swoje problemy, o których chcą zapomnieć. Tutaj się to udaje, bo trzeba myśleć o zwierzętach. Zresztą one dają ludziom dużo dobrego - ciepło, bezwarunkową miłość. Bywa tak, że kontakt ze zwierzęciem leczy złamane serca. Schronisko może być panaceum na wiele zmartwień trapiących ludzi…

Dla Pani też?
Kiedyś tak sobie myślałam, że może i najlepiej byłoby pójść do domu i właśnie nie myśleć już o zwierzętach w ogóle… Odpocząć. Nie da się! Dla mnie to jest jak misja. Nie jestem w stanie przestać myśleć o schronisku. Ba, często nawet śnię o nim. Jestem tym przepełniona. Oczywiście mam życie prywatne poza murami, mam córkę i wnuczka, który skończy trzy lata we wrześniu, mieszkają w Krakowie. To tyle… Nie mam zwyczaju obnosić się za bardzo z życiem prywatnym. A na tzw. paradne wyjścia nie mam zbyt wiele czasu. W domu mam trzy persy, które trzeba czesać, myć im oczy i je kochać. No i Bibi, moja duża czterolatka, chart irlandzki, wilczarz. Bella Bibianna waży teraz 82 kg, już po odchudzaniu!

Ile ważyła wcześniej???
86 kg. Wiele potrafi, szkoliłam ją pozytywnie, wyłącznie za pomocą nagród. Bibi przybija piątki, robi kółeczka, zostaje na wskazanym miejscu, kula kostki do gry, robi tuli-tuli, chodzi na wstecznym biegu, podaje przedmioty do ręki, kłania się… Poza tym rozumie, co się do niej mówi. Nauczyłam ją odpowiadać na pytanie: „Co chcesz?”- zawsze pokazuje, o co jej chodzi. Jest fantastycznym, słodkim psem. Chodzi ze mną do szkół. Razem przekazujemy dzieciom wiedzę o zwierzętach, ich potrzebach i naszych obowiązkach wobec nich.

Dzieci pewnie szaleją za Bibi… Ale mają duże braki w wiedzy o zwierzętach?
W szkołach niestety nie uczą się podstaw opieki nad zwierzętami domowymi i wiedzy o zwierzęcych zachowaniach, chyba że nauczyciel sam o tym pomyśli i wyjdzie przed szereg. Powinny być tam obowiązkowe lekcje „pies” i „kot”, żeby dzieci wiedziały, jak się zachować, by nie zostać podrapanym czy pogryzionym. Często nie wiedzą nawet, że żadnego, zwłaszcza obcego psa, nie wolno głaskać po głowie i że nie wolno wpatrywać się mu w oczy. Przy okazji takich spotkań przemycamy wiedzę, że zwierzęta to istoty czujące. To można powtarzać bez przerwy, zresztą nie tylko dzieciom. W takich dużych skupiskach jak schroniska trzeba szczególnie pamiętać, że każde zwierzę jest jak osoba… A wie pani, że w pewnym państwie nadano już prawny „status osoby” delfinom?

Tak, w Indiach. Nie można ich więzić, wykorzystywać…
Cieszy mnie bardzo, że ludzie zmieniają podejście. Nawet tak jednostkowo - czasem ktoś zupełnie obojętnie przechodzi obok zwierząt, ale jak już pierwszy raz uratuje np. psa lub kota, to mu się otwiera jakaś klapka w mózgu i w sercu. My tu ratujemy, co się da.

A kiedy usypia się zwierzę?
To bardzo smutne, że niekiedy trzeba to robić. Zwierzęta usypia się tylko w ostateczności, wyłącznie zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt i tylko z zalecenia lekarza weterynarii. Przyczyną jest nieuleczalna choroba i cierpienie. Czasem też agresja, zagrażająca innym zwierzętom i ludziom. Na szczęście to raczej rzadkie przypadki. Byłam niedawno na konferencji poświęconej prowadzeniu schronisk, w La Grande-Motte na Lazurowym Wybrzeżu. Występował tam pan, który zarządza stowarzyszeniem kalifornijskich No-Kill Shelters, czyli takich schronisk, w których nie usypia się zdrowych zwierząt. Jestem dumna z tego, że u nas poziom leczenia i śmiertelność zwierząt są zbliżone do tego w Kalifornii. Ale nie wszyscy wiedzą, jak to wygląda od kuchni.

Proszę powiedzieć, jak?
Robimy, co możemy, walczymy. Dziś też jadę jeszcze do lecznicy odebrać małego kiciusia, który w piątek musiał tam pojechać, bo miał drgawki. Mamy też przemiłego kocura, któremu musieliśmy zapewnić amputację łapki na wysokości łopatki. Ocaliliśmy kotka z krzywymi łapkami, pani z Austrii weźmie go do siebie. Musimy tylko załatwić transport…

Za takie działania dostała Pani odznaczenie „Profilaktyk Roku”?
Raczej za to, że jak trafi tu za zwierzęciem człowiek w trudnej sytuacji, z jakąś tragedią w tle, to czasem się otwiera, a ja staram się mu jakoś pomóc. Nie jestem fachowcem i takiego nie udaję, więc moja pomoc polega na tym, że daję kontakt do specjalisty - psychologa. I ci ludzie często faktycznie z tego korzystają. Daje mi to poczucie szczęścia… To, że ktoś ma szanse wyjść z mroku beznadziei…

Często słyszy Pani komentarze, że to właśnie ludziom trzeba pomagać, a nie dawać pieniądze na zwierzęta?
Słyszę, ale oj… to działa na mnie jak płachta na byka. Gdy ktoś sugeruje, że nie powinno się dawać pieniędzy na zwierzęta, tylko na przykład na dzieci, to ja odpowiadam, że to tak samo jakby pytać - dlaczego wspieramy sport, rynek sztuki, budujemy biblioteki czy w ogóle wspieramy kulturę, a nie dajemy tych środków głodnym? Głodne dzieci też trzeba nakarmić, jednak nie przeciwstawiajmy tego problemom bezpańskich zwierząt. Każda dziedzina ludzkiej działalności wymaga określonych środków. A nie mówimy już nawet o jakichś bogactwach, ozdobach, przepychu… Kiedyś lubiłam magazyn „Twój Styl”, ale już nie za bardzo lubię, bo tam pokazuje się jako normę np. buty za „jedyne” 1700 złotych, pusty blichtr. Dla mnie to jest gorszące. I w obliczu takich rozrzutności, mamy oszczędzać na zwierzętach? Nie powinniśmy i nie możemy! Dobrze, że oprócz dotacji z Urzędu Miasta, pomaga nam jeszcze wielu sponsorów - firmy i osoby prywatne. Serdecznie dziękuję tym wspaniałym ludziom. Oni pamiętają, co powiedział Lis do Małego Księcia…

„Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”…
… i wszyscy, którzy mają serce na właściwym miejscu, powinni myśleć tak samo.

*Izabella Szolginia

Dyrektorka Schroniska dla Zwierząt w Bydgoszczy, absolwentka Wydziału Zoologicznego ATR. Ukończyła brytyjskie kursy edukacji humanitarnej, prowadzenia schronisk i zarządzania oraz inspektoratu do spraw zwierząt i wiele innych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!