https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sensacyjne zwycięstwo nad Leicester może być początkiem zupełnie nowego rozdziału w historii Legii [FELIETON]

Adam Godlewski
Zwycięstwo nad Leicester – do którego kibice ponieśli piłkarzy fantastycznym dopingiem – może być początkiem zupełnie nowego rozdziału w historii Legii. To może być mit założycielski klubu z Łazienkowskiej we właścicielskiej erze Mioduskiego...
Zwycięstwo nad Leicester – do którego kibice ponieśli piłkarzy fantastycznym dopingiem – może być początkiem zupełnie nowego rozdziału w historii Legii. To może być mit założycielski klubu z Łazienkowskiej we właścicielskiej erze Mioduskiego... fot. adam jankowski/polska press
Mecz z Leicester nie był perfekcyjny w wykonaniu Legii. W początkowej fazie mistrzowie Polski popełniali zbyt wiele błędów w defensywie, za które mogli zostać skarceni. A w końcówce – nie wykorzystali dwóch stuprocentowych okazji. Zwycięskie spotkanie z Anglikami może jednak okazać się przełomowe! I to nie w skali obecnego sezonu, ale w ogóle dla właścicielskiej kadencji Dariusza Mioduskiego. To może być początek zupełnie nowego rozdziału w historii stołecznego klubu!

Mecz z Leicester nie był perfekcyjny w wykonaniu Legii. Na początku pusty przelot przy interwencji zanotował przecież młody bramkarz Cezary Miszta. A Mateusz Wieteska zgłupiał niewytłumaczalnie, gdy wyprowadzając akcję z pola bramkowego, stracił piłkę we własnej szesnastce. Z kolei w końcowych minutach Lirim Kastrati najpierw przegrał pojedynek Kasprem Schmeichelem, by kolejnym kontrataku wypieścić podanie do Tomasa Pekharta. Niestety, Czech będąc w doskonałej pozycji kopnął nad poprzeczką. Tyle że nie potknięcia mistrzów zapamiętają eksperci i komentatorzy – a przede wszystkim fantastyczna publiczność z Łazienkowskiej – ale zwycięstwo!

Cenne z kilku powodów, choć ten finansowy jest także nie do pogardzenia. UEFA zapłaci przecież za pokonanie Leicester 630 tysięcy euro, a ogólne przychody Legii liczone tylko za skuteczną grę najpierw w pucharowych kwalifikacjach i od początku fazy grupowej Ligi Europy, łącznie z premią za współczynnik, przekroczyły już 7 milionów euro. Czyli w przeliczeniu na złotówki mistrz Polski podniósł już z murawy w międzynarodowej rywalizacji grubo ponad 30 miliona złotych. Więcej zatem niż wynoszą roczne budżety co najmniej kilku rywali zespołu Czesława Michniewicza z PKO BP Ekstraklasy. Roczne!

A to tylko jeden z pozytywnych aspektów zaskakująco skutecznej postawy Legii w tegorocznej edycji pucharów. Mistrzowie Polski liderują przecież w swej grupie LE i z meczu na mecz budują pewność siebie. Najpierw pokazali, że potrafią grać z zespołami nieco silniejszymi od siebie, takimi jak Dinamo Zagrzeb, Slavia Praga, czy Spartak Moskwa. W czwartkowy wieczór okazało się, że nie pękają także przed – w teorii – znacznie mocniejszymi rywalami. I nie umniejsza ich nagrodzonego trzema punktami odważnego nastawienia fakt, że Leicester wystąpiło w składzie dalekim od optymalnego. I że swe największe armaty Brendan Rodgers posłał w bój zbyt późno. Bo to problem wyłącznie Leicester i Rodgersa; nic nie stało przecież na przeszkodzie, żeby Jamie Vardy pojawił się na boisku przy Łazienkowskiej od pierwszej minuty.

OK., mam świadomość, że Legia od początku sezonu prezentuje dwie twarze – tę wyjściową w Europie, i znacznie mniej efektowną w PKO BP Ekstraklasie. Nikt mi jednak nie wmówi, że z Rakowem w ostatni weekend w ligowym hicie mistrzowie Polski zagrali źle. Bo nie zagrali! Zaprezentowali się nieskutecznie, to fakt, niczym w końcówce spotkania z Leicester, zmarnowali dwie setki strzelając z pola bramkowego częstochowian, ale goście nie podarowali zawodnikom Michniewicza piłki w tych sytuacjach. Stołeczny zespół wypracował wspomniane szanse grając konsekwentnie do ostatniej minuty. Dlatego nie wierzę, że walec, który stworzono przy Łazienkowskiej nie będzie za chwilę rozjeżdżał – bezlitośnie – krajowych konkurentów. Jakością przebija przecież średnią ligową o dwie, może nawet trzy długości.

Świadomie napisałem: stworzono. Zasługi należy bowiem przypisać zarówno szkoleniowcowi, jak i właścicielowi Legii. Michniewicz jest znakomitym taktykiem, z podziwu godną kreatywnością odrabia prace domowe przed kolejnymi starciami w Europie. Trzeba jednak oddać Dariuszowi Mioduskiemu, że tym razem zadał bobu dyrektorowi sportowemu Radosławowi Kucharskiemu. I dzięki temu mistrzowie Polski mają – zresztą nie tylko w ofensywie – tyle jakości, ile nie mieli od czasu występów w Lidze Mistrzów, w sezonie 2016-17. Mioduski bardzo długo uczył się futbolu – Legii także – i niektórzy zwątpili już nawet, że kiedykolwiek się nauczy. Ostatnie letnie okienko transferowe i wyniki ze Slavią, Spartakiem i Leicester pokazują jednak, że choć nie okazał się prymusem, wreszcie wyciągnął właściwe wnioski. A jak powszechnie wiadomo – lepiej późno niż wcale.
Jako człowiek posiadający słuszny PESEL doskonale pamiętam mecz Legii z Blackburn w Lidze Mistrzów, rozegrany – mój Boże, jak to zleciało! – już ponad ćwierć wieku temu. I zwycięskiego gola, którego po akcji Czarka Kucharskiego z bliska, czyli zupełnie nieefektownie, wbił Jurek Podbrożny. Wówczas także, nam dziennikarzom, ale przede wszystkim kibicom wydawało się, że jesteśmy świadkami nie tylko historycznej, ale i przełomowej dla stołecznego zespołu chwili. Wtedy jednak spektakularne osiągnięcie piłkarzy zostało zaprzepaszczone. Zamiast bowiem pójść za ciosem, ówcześni właściciele Legii – czyli Janusz Romanowski i wojskowi – postanowili wziąć rozwód. Teraz może być zupełnie inaczej. O ile bowiem tamta drużyna, prowadzona przez Pawła Janasa, osiągnęła w LM apogeum, o tyle Mioduski jest na początku drogi. Na dodatek – rozwód właścicielski ma już za sobą, a szorstkie (i pozbawione chemii)_ relacje z trenerem Michniewiczem wprowadzają, jak się okazuje, zdrowy ferment w klubie.

Dlatego powtórzę, zwycięstwo nad Leicester – do którego kibice ponieśli piłkarzy fantastycznym dopingiem – może być początkiem zupełnie nowego rozdziału w historii Legii. To może być mit założycielski klubu z Łazienkowskiej we właścicielskiej erze Mioduskiego, na który prezes czekał bardzo długo. Ba, stanowczo zbyt długo. Są jednak przesłanki, żeby twierdzić, iż właśnie się doczekał…

Adam Godlewski

od 7 lat
Wideo

Magazyn GOL 24 - podsumowanie kolejki Ekstraklasy

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

W
Wojt
Początek końca oby to był całej tfuu piłki noznej i "kibiców"
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski