<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Miał być tłuściutki królik, wydobyty z wielkiego kapelusza, a potem szok oniemiałej publiki... Zamiast kapelusza był jednak co najwyżej beret. I to pustawy. Rozpaczliwa kontrofensywa Andrzeja Leppera, która miała mu oczyścić przedpole, wypadła rachitycznie. Ba, zostało po niej więcej pytań niż odpowiedzi.
Jak się bowiem wydaje, cała operacja - z łzawym przyznaniem się do małżeńskich zdrad, kontaktów z prostytutką oraz ogólnym waleniem się w piersi - była próbą zapobiegawczego zdetonowania min, na które szef Samoobrony mógłby wkrótce wpaść. Pomysł przedni (Piotr Tymochowicz?), tyle że z realizacją kiepsko, szczególnie w programie „Teraz my!”, który miał być powrotem walecznego Leppera z czasów burzy i naporu. Jednak akurat tego dnia Piotr Tymochowicz miał co innego na głowie. Wygląda na to, że miny przetrwały, a saper się pomylił. Wczorajsze przejście do ataku w ogóle wypadło żałośnie.
<!** reklama right>Cóż, Samoobrona ma wiele problemów - LiS wyraźnie niedomaga i pewnie zemrze przed wyborami, PO i PiS dążą do dwubiegunowej bitwy wielkich i marginalizacji maluchów, rola „przystawki” zdecydowanie zaś nie wyszła partii Leppera na zdrowie. A do tego te miny... Widząc desperację Andrzeja Leppera, oklapniętego i kompletnie wypranego z dawnej agresji, aż strach myśleć, co tam poutykane jest po różnych szufladach. Poza tym, żeby dziś błysnąć między setką konferencji prasowych, trzeba czegoś więcej niż papierów na „Telegraf”. Niby sugestywnych, ale pożółkłych ze starości. No, ale któż przebije thriller prokuratury z Pięknym Jarkiem, Najlepszym Płatnikiem i Najważniejszym Polskim Policjantem, któremu polecenia wydaje „pan od śrub w kołach”.
