Od wystawienia skierowania przez lekarza, do wyjazdu na leczenie sanatoryjne droga daleka. Nikt też nie zapewni, że pojedziemy tam, dokąd byśmy chcieli.
<!** Image 3 align=none alt="Image 180687" sub="Sanatorim „Krystynka” w Ciechocinku. Od lewej Jadwiga Cwalina-Krajewska, pielęgniarka oddziałowa Elżbieta Baraniak i Helena Oskiera podczas fizjoterapii
Fot. Jacek Smarz, Archiwum">
Mamy w Polsce 44 uzdrowiska. Trzy znajdują się w naszym regionie. Chodzi o Ciechocinek, Inowrocław i Wieniec-Zdrój pod Włocławkiem. To tam najczęściej trafiają potrzebujący terapii mieszkańcy województwa. Wielu wolałoby jednak chociażby... Kołobrzeg. I to najlepiej latem.
- Wiemy o tym. Ale pamiętajmy, że sanatorium to nie wczasy. A takie przekonanie jeszcze czasem pokutuje - przyznaje Barbara Nawrocka, rzecznik kujawsko-pomorskiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia w Bydgoszczy. - Ludzie czasem pytają wprost o „te tanie wczasy z NFZ”. Albo szukają sanatoryjnego last minute. A przecież nie o to chodzi.
Skierowanie do sanatorium może wypisać nam każdy lekarz mający podpisaną umowę z NFZ. To on decyduje, czy leczenie balneologiczne, stosowane w sanatoriach, jest nam potrzebne. Ale wcale nie oznacza to, że do sanatorium trafimy.
- Dokumentację medyczną weryfikuje specjalista. Może on dojść do wniosku, że wskazania do leczenia są niewystarczające albo występują wręcz przeciwwskazania - tłumaczy Barbara Nawrocka. - Potem trafiają tu to do nas skargi i pretensje, że przecież pan doktor skierowanie wypisał...
Gdy już się uda i zostaniemy zakwalifikowani, trafiamy na długą listę oczekujących. Obecnie mówi się o 18-20 miesiącach, które każdy dorosły musi odczekać. Dzieci czekają krócej. Liczba skierowań rośnie, codziennie dochodzi około 100 kolejnych wniosków.
<!** reklama>
Trzeba pamiętać, że opłaty za pobyt zależą od sezonu, w jakim trafiamy do sanatorium. W sezonie pierwszym, od 1 października do 30 kwietnia, jest taniej. Droższy jest sezon drugi od 1 maja do 30 września. Ile dopłacimy do leczenia i naszego pobytu? Zależnie o sezonu i standardu zakwaterowania - od 8,5 do 33 złotych za dzień. Do tego dochodzi opłata klimatyczna w wysokości do 3,33 zł za dobę.
- Chorzy często sami wskazują uzdrowisko, do którego chcieliby trafić i najlepszy dla siebie termin. Nauczyciele na przykład chcieliby koniecznie latem, bo wtedy mają wakacje - mówi rzeczniczka. - Dla nas nie ma grup uprzywilejowanych. Chorzy trafiają tam, gdzie odpowiedni dla nich profil leczenia jest realizowany. I wtedy, gdy się doczekają.
NFZ nie ma obowiązku uwzględniać próśb małżonków, którzy chcieliby jechać razem. - Nie musimy tego gwarantować, ale staramy się oczywiście iść na rękę i kierować małżeństwa w jedno miejsce w tym samym czasie - dodaje.
Część potrzebujących opieki sanatoryjnej zdecydowanie woli daleko, wręcz czym dalej, tym lepiej. Sanatorium słusznie uchodzi za miejsce, gdzie można oderwać się od codzienności. Jak przyznają starzy bywalcy - leczenie przez tańczenie jest tam na porządku dziennym, a właściwie wieczornym. Zawieranie bliższych znajomości - powszechne.
- Sanatoryjny lekarz taniec i wieczorki zapoznawcze mi przepisał - żartuje pan Krzysztof, który w sanatorium był już kilka razy. - Rano zabiegi, potem czas wolny, w którym można naprawdę odpocząć. Wolę, by bliscy mnie raczej nie odwiedzali.
- Znamy to zjawisko - przyznaje z lekkim przekąsem Barbara Nawrocka. - Za taniec nie płacimy. Gdy ktoś odmówi wyjazdu, bo mu za blisko, musi się liczyć z powrotem na koniec kolejki oczekujących. Najważniejsze, o co apelujemy, by zwrócił nam skierowanie. Właśnie do naszych regionalnych uzdrowisk chcą jeździć osoby starsze. Argumentują to tym, że koszt dojazdu jest niższy, a i rodzina może coś dowieźć, częściej odwiedzić.
