Moje dziennikarskie spotkania ze starszymi mieszkańcami starego Fordonu miały i mają jeden stały punkt programu. Jest nim narzekanie na to, że samodzielne ongiś miasteczko stało się dzielnicą Bydgoszczy. Fordonianie nie są w tym odosobnieni, bo podobne głosy usłyszałem całkiem niedawno, odwiedzając dawne Łęgnowo Wieś. Różnica jest taka, że z Łęgnowem ratuszowa władza nie musi się specjalnie liczyć, bo niewiele dusz tam mieszka.
Co innego Fordon - potraktowany jako jedna megadzielnica. Władza od wielu lat obiecuje zatem fordonianom sporo. Ci zaś... niespecjalnie jej wierzą, bo dużo się mówi, a na razie niewiele zmienia. Przyznają jednak państwo, że gruntownie odrestaurowany i jednocześnie odmieniony rynek to już byłoby coś. Konkret. Podoba mi się zamysł „rynku towarzyskiego”, choć nie bardzo rozumiem, jakie to „nowe meble miejskie” miałyby go uatrakcyjnić. Mam nadzieję, że nie oznacza to tylko nowych ławek. Na 45-lecie wcielenia Fordonu do Bydgoszczy (mija za rok) pewnie się tego nie doczekamy. Ale na pięćdziesiątkę - oby się udało.