<!** Image 2 align=none alt="Image 157792" sub="W miniony weekend w parku Solankowym w Inowrocławiu czuć już było święta. Niestety, w święta tak kolorowo nie będzie / Fot. Inomedia.pl">Miniony weekend za sprawą festiwalu światła, jaki trwał w Solankach od minionego czwartku, upłynął wręcz „kolorowo”. Bo nie dosyć, że wszystkimi barwami tęczy zaczęły się mienić i Paw, i tężnie, i stojące w parku - a na co dzień szare i nieciekawe - budynki, to jeszcze wieczorem przechadzając się solankowymi alejkami można było poczuć się jak na koncercie Jean Michela Jarre’a. Co prawda, skala nie ta, efekty też nieco niższej klasy, ale o przyjeździe do Inowrocławia francuskiego wirtuoza muzyki elektronicznej marzyć nie można, a producenci lampek, laserów i wszelkiego rodzaju świecidełek zawsze przyjadą. Przygotowanie „Bożego Narodzenia” na początku jesieni to dla nich świetna reklama. Coraz więcej osób przestaje się już bowiem cieszyć kilkoma lampkami na choince, a zaczyna marzyć o przystrajaniu swoich domów wzorem tych z amerykańskich filmów. Ale filmy mają to do siebie, że często „koloryzują” rzeczywistość. I nie mówię tu wcale o kolorach żarówek, ale o rachunkach za prąd, które przyjdą po tym, jak zamarzy nam się robienie z własnego domu albo ogrodu przystanku dla Świętego Mikołaja. Najlepiej w mieście wie o tym wiceprezydent Inowrocławia Ireneusz Stachowiak. Bo, po pierwsze, jeśli się nie mylę, to przed tym zanim „wskoczył” on w wir wielkiej polityki, pracował w zakładzie energetycznym, a po drugie, to rachunek za pokaz w Solankach w całości i tak zapłacić musi miasto.
<!** reklama>Światła od dawna nie ma za to w kamienicach stojących w sąsiedztwie liceum im. Jana Kasprowicza. Zresztą nie tylko światła. Brakuje tam też okien, drzwi, ale przede wszystkim odpowiedniego nadzoru, żeby to wszystko przypadkiem się komuś na głowę nie posypało. Dlatego „straszydłami”, a dokładniej ich właścicielem zajmie się prokuratura. Sam jestem ciekawy, jak to z nim będzie, bo z pamięci mógłbym wymienić tutaj kilka kolejnych domów stojących w mieście, które zawalą się przy lada mocniejszym podmuchu wiatru, więc jest nadzieja, że jak jednemu dadzą radę, to i inni może przypomną sobie, że nie wystarczy mieć, ale trzeba jeszcze chcieć. Ostatnio jeden z moich znajomych zwierzył mi się, że ma w rodzinie takiego „właściciela” jednej z ruder straszących w pobliżu strefy uzdrowiskowej. Pamiętam, że swego czasu też go wszyscy szukali, żeby mu mandat wlepić i do zabezpieczenia „straszydła” zmusić, ale jakoś nikomu się nie udało. Tymczasem człowiek ten budynek kupił, ale na to, by w nim już okna powstawiać, podłogi zrobić, albo jakiś większy remont to już go zwyczajnie nie stać. Wychodzi więc na to, że wszelkie kary, grzywny i tak psu na budę się zdadzą, bo z pustego nawet Salomon nie naleje.