Opera mydlana to następczyni popularnych w XIX wieku powieści w odcinkach, które były drukowane w gazetach.
<!** Image 2 align=right alt="Image 66020" sub="Wydarzenia na ekranie fikcyjne, łzy telewidzów prawdziwe / Fot. Theta">Pierwszy człon jej nazwy został ironicznie użyty najpierw przez amerykańskich dziennikarzy. Natomiast drugie słowo wzięło się z faktu, iż głównymi sponsorami pierwszych tego rodzaju filmów byli producenci środków czyszczących. Nadawane dawniej powieści, zarówno radiowe jak i telewizyjne, przeznaczone były głównie dla kobiet i dlatego w przerwach emitowano reklamy środków do prania.
Długa historia
Jedną z najdłużej istniejących oper mydlanych jest amerykańska produkcja „Guiding Light”. Początkowo nadawana była jako słuchowisko w radiu (od 1937 do 1956), obecnie emitowana jest w telewizji (od 1952). Innym rekordzistą jest brytyjskie słuchowisko radiowe „The Archers” (od 1951).
Właśnie od nazw tych dwóch krajów, które mają najdłuższą historię w nadawaniu „tasiemców”, wyróżnia się dwa typy oper mydlanych. Amerykański styl charakteryzuje się nierealistycznymi wątkami z niezbyt szybką akcją. Przykładem kraju, w którym emituje się tego typu produkcje, są Niemcy. Z kolei brytyjski styl opery mydlanej cechuje duży realizm, szybka i wartka akcja. Jednym z krajów, który produkuje opery mydlane według tego schematu, jest właśnie Polska.
W naszym kraju pierwszymi operami mydlanymi były słuchowiska radiowe: „Matysiakowie” (od 1956 roku) i „W Jezioranach” (od 1960 roku). Do dziś są nadawane raz w tygodniu. Natomiast pierwszą telewizyjną operą mydlaną była produkcja „W labiryncie”, która na ekranie pojawiła się w latach 1988-1991. Stworzono ją w odpowiedzi na popularne latynoamerykańskie telenowele typu „Niewolnica Isaura” czy w „Kamiennym kręgu”. W tamtym czasie określenie opera mydlana nie było znane i nazywano ten gatunek telenowelą. Powodzenie zagranicznych oper mydlanych, pochodzących z obu Ameryk, sprawiło, iż rodzima produkcja nie rozwijała się. Dopiero rosnąca popularność „Klanu”, wyświetlanego już od dziesięciu lat, zachęciła rodzimych producentow.
Telenowela, opera mydlana czy serial?
- Scenariusz każdej z tych produkcji musi być tak zbudowany, żeby widz, bez względu na moment, kiedy włącza telewizor (czy podczas emisji pierwszego, pięćdziesiątego czy tysięcznego odcinka), od razu zorientował się w fabule, rozpoznał zależności między bohaterami i wiedział, co się dzieje - mówi dr Sylwia Kołos z Zakład Dramatu, Teatru i Filmu Wydziału Filologicznego UMK.
Serial to periodyczna produkcja dzielącą się na kilka typów. Wśród nich można wyróżnić seriale fabularne, dokumentalne i animowane. Ostatnio dużą popularnością cieszą się też kreskówki dla dorosłych widzów („Miasteczko South Park”, „Simpsonowie”, „Włatcy móch”)
Akcja oper mydlanych natomiast toczy się we współczesnej nam rzeczywistości. W amerykańskich produkcjach ukazywane jest „prawdziwe” życie ludzi z wyższych sfer, w polskich występują osoby z klas średnich, bliższe widzom.
<!** reklama>- Najbardziej fascynująca, paradoksalnie, jest przewidywalność oper mydlanych. Każdy z nas w pewnym stopniu przeczuwa, co będzie dalej, mimo to chce sprawdzić, czy dobrze wytypował. To taki mikrohazard z samym sobą - uważa Dominik Pikulski, scenarzysta z Poznania.
Elementem łączącym bohaterów jest na przykład wspólne miejsce pracy (kancelaria adwokacka, szpital, posterunek policji) lub więzy pokrewieństwa. Przedstawione są sytuacje rodzinne i zawodowe oraz codzienne problemy bohaterów. W operze mydlanej wątki biegną równolegle, czasem krzyżują się, niektóre z nich znikają, a w zamian pojawiają się nowe. Tu nie ma wiodącego wątku czy głównego bohatera.
- W operach mydlanych występuje znacznie więcej postaci niż w telenowelach i może dojść do zmiany głównych bohaterów, do nowego rozłożenia akcentów. Gdy następuje „zmęczenie materiału”, to postacie pierwszoplanowe usuwają się, a ich miejsce zajmują bohaterowie drugiego planu - tłumaczy dr Sylwia Kołos. - Wszystko zależy od widzów i ich reakcji, a także od scenarzystów, którzy mają pomysł na daną postać.
Liczy się akcja
Opera mydlana ma bardzo dużo odcinków i bywa emitowana przez kilka a nawet kilkanaście lat. Gdy traci popularność, jest po prostu zdejmowana z anteny. Brakuje w niej tradycyjnego finału, który by rozwiązywał wszystkie wątki.
- Odcinki oper mydlanych pisze się na bieżąco. Jeśli jakiś wątek się przyjmie, to się go kontynuuje - mówi Sylwia Kołos. - Bardziej liczą się kolejne perypetie bohaterów niż rozwiązanie konkretnego wątku.
Telewizja Polska unika terminu opera mydlana. Używa nazw telenowela („Klan”, „Złotopolscy”, „Plebania”) lub serial („M jak miłość”). Tymczasem telenowela różni się od opery mydlanej tym, że ma jeden wątek. To zazwyczaj historia miłosna. Zwykle kończy się małżeństwem głównych bohaterów. Pierwszą polską telenowelą był film „Adam i Ewa”.
Zarówno w operach mydlanych, telenowelach jak i serialach forma bywa „transparentna”, przejęta z „kina stylu zerowego”, takiego, które stara się pokazywać wydarzenia tak, jak świat na co dzień widzi „przeciętny człowiek”, z wysokości ludzkiego wzroku, bez pokazywania retrospekcji, snów czy marzeń.
- Chodzi o takie budowanie ujęć i przestrzeni filmowej, żeby nie absorbowały one uwagi widza, skupionej przede wszystkim na akcji - dodaje dr Kołos.