Dziś w Kijowie rozpocznie się pierwsza runda kwalifikacji do igrzysk w Soczi w 2014 r. Rywalami polskich hokeistów będą Estończycy, Hiszpanie i Ukraińcy. Do kolejnego etapu awansuje tylko zwycięzca.
<!** Image 3 align=none alt="Image 199307" sub="Mariusz Czerkawski często w ostatnich latach spotykał się w placówkach oświatowych z młodzieżą. Fot.: Jacek Smarz">
Zatrudnienie tak znakomitego duetu trenerskiego, Igor Zacharkin i Wiaczesław Bykow, w reprezentacji Polski to świetny ruch prezesa PZHL?<!** reklama>
Właśnie, w tym pytaniu mamy już odpowiedź. Chyba wszyscy jesteśmy pod wrażeniem. Determinacja prezesa Piotra Hałasika i to, jak się zachowuje, jak się uśmiecha, z jakim entuzjazmem wypowiada się o planach wciągnięcia hokeja do elity sportów w Polsce, nie pozwala na nic innego jak na kibicowanie mu w tym przedsięwzięciu. I trzeba mu w tym też pomagać.
Pan tej pomocy nie odmówił i wspiera reprezentację Polski.
Tak. Na turniej do Kijowa jadę jako szef naszej ekipy, tzw. team leader. Choć oczywiście tym team leaderem się nie czuję, bez przesady. To tylko taka funkcja. Liderami i autorytetami będą trenerzy, czyli Zacharkin i Bykow. Ja byłem i wciąż jestem związany z reprezentacją, znam zawodników. Będę wiązał działania szefostwa PZHL, sztabu szkoleniowego i kadry. Jeśli będą jakieś problemy do rozwiązania, czy ktoś będzie miał do mnie jakieś pytania, to oczywiście chętnie pomogę. Rozmawiałem na ten temat z Henrykiem Gruthem (rocznik 1957, jeden z najlepszych polskich hokeistów w historii, w reprezentacji rozegrał 248 spotkań, czterokrotny olimpijczyk - dop. red.) i on też jest gotowy do takiej pomocy. Niestety, on na co dzień pracuje w Szwajcarii i nie może w tej chwili być z nami. Ja mogę i dlatego jadę do Kijowa. Ktoś mógłby zadać pytanie - a dlaczego nie było mnie rok czy dwa lata temu? Nie zawsze mogę się podpisać pod tym, co pewni ludzie robią. Ale po rozmowach z Zacharkinem i po zaobserwowaniu, jak prowadzi zajęcia, jak do tego wszystkiego podchodzi, widzę, że można mu i jego współpracownikom zaufać. Widzę, że oni chcą naprawdę dobrze. Wprowadzane przez nich standardy są światowe. Mam niemałe doświadczenie, widziałem wiele metod pracy, treningów, intensywności tej pracy i zaangażowania w nią i ja pod tym mogę się podpisać. I nie jest to wcale związane z ewentualnym sukcesem, bo tego sukcesu może wcale nie być. Ukraina jest mocniejsza od nas, gra u siebie, a my nie mieliśmy za dużo czasu, by się przygotować. W przeszłości to wszystko, co działo się wokół hokeja i kadry, mnie się nie podobało. A jeśli nie podobało, to nie mogłem tego firmować. Jeśli miałbym jakieś wątpliwości, to też bym o tym mówił.
Zna Pan kulisy ściągnięcia trenerów Zacharkina i Bykowa do reprezentacji Polski? Prezes Hałasik nie chce ich zdradzić...
Nie znam. Ale myślę, że się kiedyś dowiem. Może przy jakimś dobrym, szlachetnym trunku prezes nabierze ochoty na zwierzenia i powie, jakimi ścieżkami do nich dotarł. Pamiętam naszą wspólną rozmowę z prezesem i Heńkiem Gruthem o różnych kandydatach na trenerów kadry. Ta lista naprawdę była imponująca. Cieszę się, że wybór padł na ludzi mających trochę naszą mentalność. Naszą, czyli słowiańską, ale też są obeznani i w przeszłości pracowali na arenie międzynarodowej, w Europie Zachodniej. Ten rosyjsko-szwedzki miks szkoły trenerskiej i doświadczenia w pracy szkoleniowej jest idealny. Z jednej strony potrafiący przekazać wiedzę w sposób otwarty i zrozumiały, a z drugiej oparty na żelaznej dyscyplinie i autorytecie. Szwed Peter Ekroth, który kiedyś trenował polską kadrę, był za dobry, za bardzo przyjacielski. A potem wyszło jak wyszło, mam na myśli incydenty po mistrzostwach świata w Toruniu.
Co trenerzy mogą wnieść do polskiej reprezentacji? Czy są w stanie nauczyć naszych hokeistów czegoś nowego?
Zacharkin i Bykow są w stanie wyciągnąć najwięcej z naszych zawodników. Wiadomo, że nagle nie zrobią z kadrowiczów o wiele lepszych hokeistów, bo przecież nikt nie jest w stanie poprawić u 30-latka techniki jazdy na łyżwach lub zmienić stylu jego gry w trakcie kilku czy kilkunastu dni zgrupowania. Ale wszystko inne już tak. Mam na myśli tę całą otoczkę związaną z reprezentacją, podejście i nastawienie samych zawodników do gry w kadrze. Na pewno ten duet wniósł dużo pozytywnej energii oraz atmosferę, na bazie której można zbudować coś dobrego, co będzie funkcjonowało przez wiele, wiele lat. Byłem na zgrupowaniu w Tychach i widziałem, że chłopacy naprawdę chcą, harują jak woły. Pot się leje codziennie hektolitrami. Nawet tak znienawidzone przez kadrę w poprzednich latach rowery stacjonarne są zajeżdżane do bólu. Tak samo dzieje się podczas zajęć na siłowni czy, na lodzie - zawodnicy są niesamowicie zaangażowani i wszystko wykonują na pełen gwizdek. Właśnie taka praca ma sens. W NHL zawsze trenerzy powtarzali - nie musisz być mistrzem świata, nie musisz cudownie jeździć na łyżwach, ale musisz walczyć i ciężko pracować na lodzie, by w szatni móc uczciwie powiedzieć, że więcej dać z siebie już nie byłeś w stanie.
Niestety, trochę cieniem na dobrą otoczkę, budowaną wokół kadry, kładą się kłopoty poszczególnych ośrodków hokejowych. Ostatnio z ligi wycofała się drużyna z Torunia.
No właśnie, tym bardziej, że pamiętam, że w Toruniu była zawsze niesamowita atmosfera wokół hokeja. Było wiele przychylnych osób i dzięki temu powstały świetne warunki dla tej dyscypliny, z dwoma lodowiskami na czele. A tu się okazuje, że jest klapa. Tak samo wcześniej stało się w Gdańsku. To bardzo martwi, ale mam nadzieję, że te ośrodki dalej będą walczyć o swoje, będą szkolić młodzież i szybko uda im się wrócić na właściwe miejsce. Bo naprawdę byłoby fajnie, gdyby ta mapa hokejowa obejmowała całą Polskę. Prężnie działają kluby amatorskie, które przecież mają swoje rozgrywki. Ale to najwyższa klasa rozgrywkowa powinna być jak najliczniejsza i najsilniejsza, bo tylko dzięki takim solidnym podstawom łatwiej będzie znaleźć i wyselekcjonować najlepszych zawodników. Im ich więcej, tym więcej korzyści dla naszego hokeja.
Wróćmy jednak do reprezentacji. Jakie szanse mają biało-czerwoni w Kijowie? Aby dalej liczyć się w walce o igrzyska w Soczi, trzeba koniecznie wygrać ten turniej.
Na pewno zawodnicy dadzą z siebie wszystko. Pamiętam podobną sytuację sprzed czterech lat, kiedy trenerem był Peter Ekroth. Wtedy też było mało czasu na przygotowania, turniej odbywał się wprawdzie w Sanoku, ale nie udało się w nim przeskoczyć do dalszego etapu. Teraz tego czasu też nie było za wiele, ale widzę szansę. Nie ma co ukrywać, że Ukraina jest faworytem. Będzie dysponować bardzo mocnym składem, w którym znajdą się zawodnicy z KHL, bo przecież Donbass Donieck od tego sezonu występuje w tej lidze, a także - dzięki lokautowi - hokeiści z NHL (w KHL rywalizują także zespoły z Rosji, Łotwy, Czech, Słowacji, Białorusi i Kazachstanu - dop. red.). Ponadto gramy na terenie rywala. Mam nadzieję, że te czynniki wyzwolą w naszej drużynie jeszcze większe ambicje. Nie będziemy faworytem, ale może przytrafi się ten jeden mecz, w którym okażemy się lepsi. Podejrzewam, że gdybyśmy grali 10 meczów, co dwa dni każdy, to Ukraina miałaby bilans zdecydowanie lepszy. Ale może akurat 11 listopada to my będziemy lepsi. Jako sportowiec musisz wyjść na mecz z wiarą w zwycięstwo.