https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rozjechaliśmy się po świecie

Paweł Antonkiewicz
- To była szkoła, w której panowała dyscyplina - mówi Jerzy Pogorzelczyk, absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Nakle.

- To była szkoła, w której panowała dyscyplina - mówi Jerzy Pogorzelczyk, absolwent I Liceum Ogólnokształcącego w Nakle.

<!** Image 2 align=none alt="Image 175100" sub="fot. Archiwum">Jak Pan trafił do „Krzywoustego”?

Trochę przypadkiem. Po szkole podstawowej poszedłem do Technikum Rolniczego w Samostrzelu, ale tam były fatalne warunki w internacie i namówiłem rodziców - bo to oni wówczas decydowali w takich sprawach - żeby się przenieść do Nakła. Był rok 1965.

Jaka była wtedy opinia o liceum?

Bardzo dobra. To była szkoła, w której panowała dyscyplina, ale dobrze uczyła. Licealiści obowiązkowo nosili wtedy aksamitne, granatowe czapki z daszkiem (które służyły też do czyszczenia butów), a na ramieniu musieli mieć przyszytą czerwoną tarczę. Rygorystycznie przestrzegano też punktualności. Nauczyciele czasami to sprawdzali, a celował w tym profesor Franciszek Marciniak. Stał przed ósmą w drzwiach i jak ktoś w czymś podpadł, musiał meldować się u wychowawcy. Trochę się tego obawiano, bo przed nauczycielami czuliśmy respekt, znacznie większy niż ten, jaki mają dzisiejsi licealiści. Nie do pomyślenia było, żeby wieczorem nauczyciel zobaczył nas w kawiarni, a po godzinie 22 na ulicy.

Kto uczył w tych latach w liceum?

Nie wszystkich pamiętam, ale dyrektorem był Czesław Wachowicz. Wychowawcą mojej klasy, ósmej „c”, był nauczyciel polskiego, Jerzy Palacz. Geografii uczyła Magdalena Znaniecka, która - to niesamowite!- dzisiaj, podczas rozpoczęcia zjazdu powiedziała, że liceum kończyła też moja siostra i brat. Nie mogła mnie poznać, ale po przeczytaniu nazwiska na identyfikatorze (co za pamięć!), dobrze mnie skojarzyła! Matematyki uczył jej mąż, ale moim nauczycielem był akurat Gorączko. Chemik Henryk Zieliński miał słabość do dziewcząt, Alfons Gajtkowski uczył fizyki, Krystyna Czubatyj, elegancka kobieta, rosyjskiego. Wojciech Rumiński, świeżo po studiach - przysposobienia wojskowego, Feliks Kamiński łaciny.

Jakim uczniem był Jurek Pogorzelczyk?

Prawdę mówiąc, to nie był orłem, a takim klasowym średniakiem. Nigdy nie przepadałem za przedmiotami ścisłymi - matematyką i fizyką, ale już z chemii szło mi nieźle. Ten mój stosunek do matematyki miał potem przykre skutki dla mnie, ale na szczęście, wszystko dobrze się skończyło.

A jacy byli uczniowie końca lat sześćdziesiątych?<!** reklama>

Sądzę, że tacy, jakie zawsze są nastolatki. Czasem zbuntowani, nie lubiący wysilać się bez powodu i - jeśli to było możliwe - starający się unikać tego, czego nie lubią. Nie lubiliśmy, na przykład, lekcji wychowania fizycznego. Trzeba było się przebierać, potem spoceni w pośpiechu, bo przerwy były krótkie, ubieraliśmy się. Nie było to przyjemne. Sport doceniłem dopiero później i do dzisiaj czynnie go uprawiam.

Robiliście kawały nauczycielom?

Oczywiście. Różne one były. Nauczycielce biologii, profesor Jadwidze Ejsmont zlikwidowaliśmy hodowlę patyczaków, a tłumaczyliśmy się, że to była pomyłka, bo wzięliśmy je za zwykłe suche patyki. Szkoda o tym mówić, głupie to było. Znaleźliśmy za to sposób na „Felka” - tak nazywaliśmy łacinnika, profesora Kamińskiego. On miał taki zwyczaj, że po wejściu do klasy stawał tyłem do tablicy i odpytywał nas z miejsca. Trudno było tego nie wykorzystać. Tablice były wówczas dwuczęściowe, opuszczane, no i my na jednej pisaliśmy ściągi. Pytany recytował, jak z nut, a „Felek” dopiero po dwóch miesiącach zorientował się, co jest grane.

Ilu was było w klasie?

Były wtedy trzy klasy, pierwsza żeńska, a pozostałe mieszane, ze zdecydowaną przewagą dziewcząt. W naszej maturę zdawały 33 osoby, w tym tylko sześciu chłopców.

Dobrze mieliście...

Owszem, ale jeszcze dlatego, że nasze klasowe prymuski: Zosia Giczera, Marysia Kucharska i Ela Pajzderska, czytały za nas lektury i robiły streszczenia.

Maturę zdaliście w 1969 roku.

Przynajmniej połowa wybierała się na studia. Ja startowałem do filii Wyższej Szkoły Rolniczej w Bydgoszczy, ale poległem na matematyce. Potem studiowałem tam, ale matematyki nadal nie mogłem polubić. Trafiłem w końcu do szkoły oficerskiej we Wrocławiu, w mundurze służyłem 35 lat i w stopniu pułkownika w 2005 roku przeszedłem na emeryturę.

A klasa jedenasta „c”?

Rozjechała się po Polsce i świecie. Ewa Zaleta, na przykład, skończyła filologię klasyczną i uczy łaciny w Niemczech. Utrzymujemy jednak kontakty, na klasowym zjeździe przed dwoma laty przyjechali prawie wszyscy.

Jerzy Pogorzelczyk, absolwent I LO w Nakle

Mieszkaniec Warszawy, a wcześniej Witosławia, absolwent obchodzącego jubileusz 135-lecia istnienia Liceum Ogólnokształcącego w Nakle. Emerytowany pułkownik Wojska Polskiego, miłośnik sportu, który czynnie uprawia. Pływa, jest uczestnikiem dwóch warszawskich Maratonów Pokoju.


Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

m
mangan
Płk Pogorzelczyk służył w oddziale WSW Warszawa a następnie w Szefostwie WSW gdzie jak pamiętam awansował do stopnia majora. A pamiętam bo służyliśmy w II oddziale V zarządu.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski