Bydgoski motocyklista, Krzysztof Matela, po raz drugi wystartował w Rajdzie Tuareg w Maroku. Zdołał przejechać jedynie około 50 kilometrów.
<!** Image 2 align=right alt="Image 114177" sub="Krzysztof Matela wykorzystywał każdą wolną chwilę, by trenować na swoim KTM-ie. Niestety, wielomiesięczne przygotowania poszły na marne... Fot. Grzegorz Grzybowski">Rajd Tuareg do druga jeśli chodzi o skalę trudności - obok Rajdu Dakar - tego typu impreza na świecie. Trasa liczy około 2500 kilomterów i w większości wiedzie pustystynnymi bezdrożami.
Krzysztof Matela w ubiegłym roku zadebiutował w tej ekstremalnej dla motocykla i czlowieka próbie. Spokojnie dojechał do mety. Niemal natychmiast rozpoczął intensywne przygotowania do kolejnej edycji. Specjalnego serwisu wymagał jego motocykl KTM 660 o mocy 70 KM (prędkość maksymalna 180 km na godz.). Niezwykle istotne też były systematyczne treningi poprawiające wytrzymałość i kondycję.
Kilka dni przed rozpoczęciem rajdu (w niedzielę, 22 marca) w wywiadzie udzielonym „Expressowi” powiedział, że zdaje sobie trudności i ryzyka, ale...
- Podchodzę do rajdu w kategoriach zabawy i przyjemności. Jadę ścigać się na pustyni, ale moim zadaniem jest dotarcie do mety. Będę starał się jechać z głową - mówił wówczas.
<!** reklama>Niestety, wyjątkowy pech przekreślił te plany. W poniedziałek Krzysztof Matela nie ze swojej winy upadł i nie był w stanie kontynuować jazdy.
W mailu przesłanym do redakcji tak opisał tę sytuację:
- W zasadzie na początku trasy zostałem zepchnięty przez jednego z zawodników, wpadłem w dużą koleinę, nie było szansy na utrzymanie motocykla. Zderzenie z podłożem nie było przyjemne. Obiłem sobie bark i złamałem - jak się później okazało - palec. Mimo tego przejechałem wszystkie odcinki i ku mojemu zaskoczeniu miałem dość dobry czas.
Tego dnia wieczorem lekarze zadecydowali, że na prawą rękę należy założyć gips. W ten sposób tegoroczna przygoda Krzysztofa Mateli z Rajdem Tuareg się zakończyła.