Sprywatyzowano to, co się dało. W Kujawsko-Pomorskiem zostały tylko trzy państwowe przedsiębiorstwa: w Bydgoszczy, Potulicach i Włocławku. Jak sobie dzisiaj radzą?
<!** Image 2 align=right alt="Image 150875" sub="Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia i Handlu PKS żyje, m.in., z wynajmu pomieszczeń. Czy dyrektor Eugeniusz Nazar (na zdjęciu) zgasi światło
w ostatniej państwowej firmie
w Kujawsko-Pomorskiem? / Fot. Tymon Markowski">Przedsiębiorstwo Zaopatrzenia i Handlu PKS w Bydgoszczy. W latach 90. takich firm było w Polsce 17. Zaopatrywały wojewódzkie oddziały PKS w części do autobusów. Dziś tylko ta bydgoska należy do państwa. Powód? Zabrakło inwestora. Chętni na zakup PZiH PKS widzieli w nim tylko jeden łakomy kąsek -
atrakcyjny teren
w centrum miasta. Nic dziwnego. Długi przesmyk między ul. Dworcową a Lipową do architektonicznych cacek nie należy. Stare budynki i magazyny oddano w dzierżawę. To daje większy zysk niż hurtowa sprzedaż części. Wystarczy na podatki i pensje 5 pracowników.
<!** reklama>- Państwowa firma handlowa nie ma dziś na rynku szans - zauważa dyrektor PZiH PKS, Eugeniusz Nazar. Jest tu od 14 lat. Wiąże koniec z końcem. Handluje, startuje w przetargach, czasami je wygrywa. Obserwuje kolejne próby sprzedaży firmy: - W 2005 r., za wojewody Kosieniaka, firmą interesował się Niemiec, producent okleiny do mebli. Wynegocjował cenę, pakiet socjalny i nagle się wycofał - wspomina.
Znaleźli się za to chętni na zakup atrakcyjnej działki nad Brdą. Budynek po warsztacie regeneracji części autobusowych (przy ul. Królowej Jadwigi) nabyła Wyższa Szkoła Gospodarki. Urządziła tam uczelniane centrum kultury.
Na kolejne ogłoszenia o sprzedaży firmy reagują jedynie pośrednicy nieruchomości. Chcą ją tanio kupić i drogo sprzedać. Skarb państwa nie pozwala. W 2008 r. wojewoda ogłasza przetarg. Wyłoniony inwestor jest przedsiębiorcą, chce tu przenieść warsztat ceramiczny. Cena, jaką proponuje, nie podoba się toruńskiej delegaturze skarbu państwa. Odrzuca ofertę. PZiH notuje straty za 2008 r. W 2009 r. pojawia się propozycja, aby zakład skomunalizować. Rozmowy wojewody z prezydentem miasta, K. Dombrowiczem kończą się fiaskiem, bo ten chce przejąć firmę
za symboliczną złotówkę
- Obecnie rozważamy likwidację PZiH PKS - informuje Mirosław Jagodziński, dyrektor Wydziału Infrastruktury Kujawsko-Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. Powodów widzi kilka. - Zmniejszyło się zapotrzebowanie na działalność, do której zakład powołano, a podjęcie innej nie ma ekonomicznego uzasadnienia - wyjaśnia. Uważa, że przedsiębiorstwo jest na granicy rentowności (niewielki zysk w ubiegłym roku) i nie sprosta konkurencji rynkowej.
<!** Image 3 align=left alt="Image 150875" sub="Dyrektor Henryk Mackiewicz dba o to, aby meble z Potulic liczyły się na rynku / Fot. Grażyna Ostropolska">Dyrektor Nazar nie czuje się komfortowo. - Boksuję się o każdy dzień, bo firma nie może się rozwijać, gdy jej los jest niepewny. Nie weźmie nawet kredytu, bo nie wie, czy go spłaci - zauważa. Czy będzie tym, który zgasi światło w ostatnim państwowym przedsiębiorstwie podległym wojewodzie kujawsko-pomorskiemu? Możliwe. W drugiej firmie nadzorowanej jeszcze przez wojewodę, Kujawskich Zakładach Naprawy Samochodów w Solcu Kujawskim, siedzi syndyk. Część produkcyjną sprzedano spółce „Solbus”, ale prywatyzacji zakładowych mieszkań nie zakończono.
Na liście 61 polskich przedsiębiorstw państwowych są jeszcze dwa z Kujawsko-Pomorskiego, nadzorowane przez ministra sprawiedliwości. Specyficzne, bo zbudowane przy zakładach karnych we Włocławku i Potulicach. Jedno z nich - Państwowe Przedsiębiorstwo Przemysłu Meblarskiego i Budownictwa w Potulicach, czuje się na wolnym rynku
jak ryba w wodzie.
Któż nie dotknął słynnego potulickiego narożnika u siebie lub u znajomych? To najsłynniejszy polski mebel tapicerowany z lat 80. Eksportowano go do NRD i ZSRR, a potem - w bardziej ekskluzywnej wersji - do USA i Francji. W latach 90. eksport stanowił 75 proc. produkcji potulickich zakładów meblowych. W Polsce popyt na ich wyroby przełożył się na 600 salonów sprzedaży. Firma weszła na wolny rynek z impetem, a zaufanie do nowej klasy kapitalistów szybko odbiło się jej czkawką. - Ulegliśmy atmosferze sprzyjania inicjatywie prywatnej. Przekazywaliśmy meble świeżo powstałym spółkom, a wśród nich byli oszuści. Brali towar, nie płacili i szukaj wiatru w polu - wspomina dyrektor Henryk Mackiewicz. Kieruje firmą od 11 lat. Przeżył wzloty i upadki. Było krucho, gdy zmienił się kurs złotego i firma poniosła ogromne straty na eksporcie. Dziś nastawia się na sprzedaż krajową, nowe estetyczne wzornictwo, niskie ceny i to przynosi zyski. Wielki prestiż przyniosły firmie zamówienia budżetowe.
- Meblowaliśmy urzędy marszałkowskie w Toruniu i Olsztynie, ratusze w Poznaniu, Jaworznie i Inowrocławiu - wylicza dyrektor. Dębowe stoły sędziowskie i ławy dla oskarżonych to też dzieło potulickiej fabryki. Stoją na sali sądowej w Płocku, skąd telewizja transmitowała proces zabójców Olewnika oraz we wszystkich wojewódzkich sądach administracyjnych. W tym roku potulicka firma mebluje komendy. - Jest lepiej niż w ubiegłym roku - cieszy się dyrektor i puka w niemalowane. Drewno i sztukę meblarską kocha. Zakład, którym rządzi też. - Mamy szczęście, że działamy z dala od polityki - ocenia. W porę zrobił restrukturyzację firmy. - Urzędników było za dużo. Przeprowadziliśmy redukcję, zwolniło się 2 tys. m kw. powierzchni i mamy salon sprzedaży - pokazuje miejsce ekspozycji mebli, ozdobione dziełami sztuki z zaprzyjaźnionej galerii. Ciekawe wzornictwo, przystępne ceny. - Podglądamy meble na targach, w sklepach i katalogach, wypuszczamy nowe wzory - mówi dyrektor. I chwali ministra sprawiedliwości, że mu się do roboty nie wtrąca.
Jak długo zakład pozostanie państwowym? Nie wiadomo. W 2012 r. ma zakończyć się w Polsce prywatyzacja. Czy
potulicka firma zostanie spółką?
Czy utrzyma wtedy 20-hektarowy teren, w tym 2 ha pod dachem.
Za PRL zakład w Potulicach był potęgą, a jego załoga - hołubiona. Szczytna idea - resocjalizacja zatrudnianych tu więźniów dawała też profity. - Mieliśmy zakładową hodowlę świń i rzeźnię w Chobielinie, nieopodal dworku, który kupił minister Radosław Sikorski - wspomina dyrektor. Mięso było dla załogi. Dziś pracuje tu na stałe 130 ludzi. Zatrudnianiem skazanych zakład głośno się nie chwali, bo „klient różnie na to patrzy”.
PEBEPE - przedsiębiorstwo państwowe we Włocławku też powstało przy zakładzie karnym i ma tego samego właściciela, ministra sprawiedliwości. Ma to swoje dobre strony. Uchodzi za firmę wiarygodną. Powierza się jej budowę i remonty sądów, komend i aresztów.
Drogi PEBEPE i potulickiego przedsiębiorstwa skrzyżowały się przy tworzeniu IPN-ów. Włocławek je budował, Potulice urządzały wnętrza. - Meble są w jednym kolorze (calvados) w całej Polsce - zaznacza dyrektor Mackiewicz.
Prywatyzacja
W regionie i nie tylko
Na liście ministerstwa skarbu jest 61 państwowych przedsiębiorstw, w tym trzy z Kujawsko-Pomorskiego. Mają być sprywatyzowane do 2012 r.
W 2010 r. Polska zamierza uzyskać 36,7 mld zł z prywatyzacji spółek z udziałem skarbu państwa, takich jak: Enea, PGE, Ruch, Lotos, Tauron, Ciech, zakłady chemiczne w Policach, zakłady azotowe w Puławach, Tarnowie i Kędzierzynie. Odpowiedzią na planowaną prywatyzację KGHM był protest związkowców.
W latach 1991-2008 sprywatyzowano 113 państwowych przedsiębiorstw podległych wojewodzie kujawsko-pomorskiemu. Najpopularniejszą formą prywatyzacyjną był leasing, czyli oddanie przedsiębiorstwa państwowego w odpłatne użytkowanie spółce pracowniczej z udziałem inwestora zewnętrznego. Z tej formy prywatyzacji skorzystało 79 przedsiębiorstw (69,91 proc.). Ponad jedną czwartą firm sprzedano, a 4 przedsiębiorstwa wniesiono do spółki (dane z K-P UW).
Ostatnie sprywatyzowane przez wojewodę przedsiębiorstwo państwowe to „Transbud - Bielawy”.Sprzedano je w 2008 r.
