- W obliczu cierpienia najukochańszego dziecka każda mama jest w stanie zrobić wszystko, by tylko mu pomóc. Niestety mnie, jako mamie, przyszło się mierzyć z tym najgorszym możliwym strachem o życie syna. Nie wiem, jak to znoszę, nie wiem, jak daję radę. Wiem jedynie, że muszę być silna dla mojego ukochanego Sylwestra - mówi matka Sylwestra Biedzia z Trzcińca pod Bydgoszczą.
48-letni mężczyzna miał bardzo poważny wypadek, kiedy pracował w Wielkiej Brytanii. Tragedia wydarzyła się 27 czerwca 2022 roku.
- Zarwał się pod nim dach. Uraz w wyniku tego upadku był bardzo poważny. Obrzęk mózgu był tak duży, że lekarze zdecydowali się na otwarcie czaszki, by pozwolić na rozprężenie mózgu bez groźnego wzrostu ciśnienia wewnątrzczaszkowego - mówi matka mężczyzny.
Na leczenie pana Sylwestra, jego transport do Polski i rehabilitację potrzeba aż 207 409 zł. Taka kwota widnieje na ogłoszeniu o zbiórce na stronie SiePomaga.pl. To przez tę witrynę bliscy poszkodowanego mają nadzieję uzbierać potrzebną kwotę.
- Na chwilę obecną korzystam z uprzejmości szpitala, który daje mi możliwość połączenia się na video, aby mieć jakikolwiek kontakt z synem. Zakwaterowanie w Londynie jest bardzo kosztowne. Pobyt finansowałam z własnych oszczędności, jednakże moje możliwości na ten moment się skończyły - wyjaśnia matka.
"Stan syna jest paliatywny. Lekarze za granicą nie podejmują się już leczenia. Marzę, by przenieść Sylwka do Polski, by tu przy mnie się rehabilitował i dochodził do sprawności. Niestety, koszty samej rehabilitacji, jak i przetransportowania go do kraju są dla mnie niewyobrażalnie wysokie. Transport ze względu na jego stan musi być pod specjalnym nadzorem i w specjalnych warunkach", czytamy na stronie internetowej.
"Każdy dzień jest na wagę złota, dlatego też zwracam się do Państwa z prośbą o jakiekolwiek wsparcie finansowe. Każda złotówka będzie budziła we mnie nadzieję, że znowu będę mogła złapać syna za rękę i powiedzieć, że wszystko będzie jak dawniej" - podkreśla mama pana. Dodaje, że jej syn był "aktywnym, szczęśliwym mężczyzną, tatą dwóch cudownych bliźniaczek – Amelki i Nikoli. Uwielbiał pływać i jeździć na rowerze".
Po wypadku, matka pana Biedzia poleciała do Londynu. Raz, potem drugi raz. Spędziła tam dwa tygodnie, by wspierać syna swoją obecnością. Lekarze - mówi - zauważyli, że dzięki temu stan pacjenta się poprawił. Niestety pieniądze się skończyły.
Zbiórkę wspiera fundacja Votum
