
O tej tragedii mówiła cała Polska. Wybuch gazu w bloku na Retkini pochłonął osiem ofiar.

Rano wielu jego mieszkańców poszło do szkoły, pracy. Tak jak Stanisław Szulczewski. Przed siódmą opuścił swoje mieszkanie w piątej klatce. Nie przeczuwał, że może zdarzyć coś złego. Była środa, 7 grudnia 1983 roku. Świeciło słońce, był lekki mróz. Dzień wcześniej dzieci mieszkające w bloku przy ul. Dzierżyńskiego, dziś mieszącego się na ul. Armii Krajowej, odwiedził Mikołaj.

Rano wielu jego mieszkańców poszło do szkoły, pracy. Tak jak Stanisław Szulczewski. Przed siódmą opuścił swoje mieszkanie w piątej klatce. Nie przeczuwał, że może zdarzyć coś złego. Tak jak zwykle wypił herbatę, spakował kanapki i poszedł na przystanek. Do domu wrócił po godzinie 14. Gdy wysiadał z autobusu nie wiedział, że kilkadziesiąt minut wcześniej w jego bloku doszło do tragedii. Ale gdy szedł od przystanku zaniepokoiło go, że wszędzie jest dym, dziwny swąd.

Ale wtedy na Retkini było sporo gospodarstw rolnych – wspominał nam kilka lat temu Stanisław Szulczewski. – W jednym z nich chodziła młocarnia, więc pomyślałem że to od niej ten dym i swąd.