„Wszyscy są coraz bardziej zunifikowani, chcą być mniej rogatym produktem. A my w „Trójce” odwrotnie. Odrzuciłem badania jakościowe i muzyczne. Tu jest myślenie tylko zdarzeniem radiowym. I radością z tej roboty”
Rozmowa z KRZYSZTOFEM SKOWROŃSKIM, dziennikarzem, dyrektorem radiowej „Trójki”
Korki od szampana już strzelają? Wygląda na to, że eksperyment pod nazwą „nowa Trójka” się udał. Ostatnie wyniki słuchalności to wzrost do 6,6 proc. I to w chwili, gdy np. publiczna „Jedynka” ma się coraz gorzej.
<!** Image 2 align=right alt="Image 51142" >Jak rośnie, to się człowiek cieszy, a jak spada, to się martwi - ale ja staram się tym nie ekscytować. Nie oglądam wyników, dowiaduję się tylko, jakie są tendencje. Kiedy raz w czasie mojej kadencji spadła słuchalność „Trójki”, to się tym przejmowałem, dlatego, że radio jest dla ludzi.
A w przypadku „Trójki” kogo było trudniej przekonać do zmian, przełożonych czy podwładnych?
Nikogo. Przez te dziewięć miesięcy, kiedy jestem dyrektorem, nie miałem z tym żadnego problemu. To było oczywiste dla każdego, że to musi być radio osobowości. To znaczy, nie było oczywiste, że się zdarzy, ale było oczywiste, że jest taka potrzeba.
Kiedy zostawał Pan dyrektorem, zapowiadał Pan, że będzie to raczej ewolucja niż rewolucja. Tymczasem zrobiło się rewolucyjnie. Bo likwidacja playlisty na rzecz autorskiego wyboru muzyki - czasami zaskakującego - to dzisiaj już rewolucja.
To są słowa. Rewolucja kojarzy się z czymś wprowadzanym na siłę, czymś, co wymaga ofiar. Ewolucja to coś, co samo przychodzi. W takim sensie to była ewolucja, tylko przyspieszona. To nie było tak, że ja przyszedłem do radia z projektem i pełną wiedzą, co ma się zdarzyć. Miałem wizję i doświadczenie, ale miałem przede wszystkim pewną filozofię radia, pełną słońca i radości. I ona okazała się wspólna, i dla tych, którzy tu pracują, i dla tych, którzy rządzą polskim radiem, jak prezes Czabański.
Na pytanie: dla kogo „Trójka” ma być, odpowiedział Pan: dla każdego. To kokieteria. Dla każdego, to dla nikogo.
Dla każdego, kto chce słuchać „Trójki”. Ja nie mam ambicji, żeby wszyscy jej słuchali, to byłoby absurdalne. Chcę, żebyśmy tu wszyscy - bo to jest gra zespołowa - stworzyli najlepsze radio na świecie. I to robimy. Pytanie, ilu jest ochotników, żeby słuchać takiego radia. Okazuje się, że jest ich coraz więcej. Wyniki interpretuję jako przyzwolenie, żeby dalej działać w tym kierunku - jeszcze więcej otwartości, zdarzeń, radości. Czasami czuję się tak, jakbym jechał coraz szybszym pojazdem i mam obawy, czy będę jeszcze w stanie wykonywać pewne manewry. Może to jest dobre, może złe.
Jednak uparlibyśmy się, że „Trójka” to jednak radio dla kogoś. A tym kimś jest taki 30-40-letni polski inteligent, który wychował się na Niedźwieckim, Mannie, Kaczkowskim.
Te grupy docelowe, targety, to jest zupełnie obce mi myślenie. Odrzuciłem badania jakościowe, badania muzyczne, myślenie na temat targetu... Tu jest myślenie tylko radiem i zdarzeniem radiowym. I radością z tej roboty. Wiem, że jeżeli mnie cieszą pewne rzeczy, a nie jestem oryginałem, to na kuli ziemskiej znajdzie się więcej takich ludzi jak ja. Mam 41 lat. Przez pierwsze 28 uczyłem się, potem byłem dziennikarzem, znam siebie, Polskę. Przeprowadziłem miliony rozmów. Albo mam coś w głowie, albo nie. Wszyscy są coraz bardziej zunifikowani, chcą być mniej rogatym produktem. A my odwrotnie.
Wspomniał Pan prezesa Czabańskiego. Ostatnio chwalił się sukcesem „Trójki” w jednym z wywiadów. Jednocześnie w „Jedynce” stawia na inny model radia. To nie paradoks? Pan wrócił do starych gwiazd, do tradycji, tam gwiazdy i tradycja znikają z anteny, są traktowane jak balast.
Mam nadzieję, że „Jedynka” też pójdzie do góry. Owszem, jest tam zachwianie słuchalności, ale wynika z wielu rzeczy. Audytorium „Jedynki” jest coraz starsze, część odchodzi naturalnie, nie ma dopływu nowych sił, m.in. dlatego, że nie można słuchać tej stacji na UKF, ale sama myśl radiowa i radiowość tam wraca. A poza tym, to jest zasługa prezesa Czabańskiego, że szanuje autonomię dyrektorów, którzy mają różne pomysły. Nie zapominajmy też, że „Jedynka” ma jednak więcej zaszłości.
Jakich?
Przerost biurokracji, brak zespołu, brak dziennikarskiego uporu. Tam jest dużo więcej kłopotów. I musi tam obowiązywać inna tradycja. W „Trójce” był zespół, który nie mógł się realizować.
Prezes Czabański ma bardzo pryncypialne stanowisko w sprawie lustracji dziennikarzy. Dla tego, kto nie złoży oświadczenia, nie ma miejsca w mediach publicznych. Nie ma Pan z tym problemu w „Trójce”?
Nie mam.
Wspominał Pan, że nie można być niewolnikiem „słupków” ani dać się zwariować myśleniu jedynie kategoriami targetu. To w istocie filozofia radia wolnego od komercyjnej presji. I to znowu paradoks, bo przecież wychował się Pan na radiu komercyjnym, przez wiele lat był Pan związany „Zetką”, od samego początku, gdy Andrzej Woyciechowski tworzył to radio.
Radio ZET odniosło sukces nie dlatego, że było radiem komercyjnym, ale dlatego, że było radiem otwartym. Kiedy dziś patrzę na jego początki, to pamiętam np., że na antenie była taka sama muzyka, jaką sprzedawano z łóżek polowych, bo tak się wtedy handlowało. To radio było więc odzwierciedlaniem tego, co działo się na ulicy. Wychowałem się na takim właśnie otwartym radiu, takiego radia uczył Andrzej Woyciechowski.
Tylko że takiego otwartego radia jest coraz mniej. W najpopularniejszych dziś stacjach trudno o jakąkolwiek oryginalność, wszędzie mamy komercyjną sztampę. Zresztą, czy w ogóle słucha Pan jeszcze „Zetki”?
Nie słucham. Na okrągło słucham „Trójki”, naprawdę robię to z przyjemności. Andrzej Woyciechowski powiedział kiedyś, że zrobić radio komercyjne jest bardzo łatwo, ale nie mógłby robić takiego radia, którego sam nie mógłby słuchać. Tutaj nie ma kompromisu. W „Trójce” nie ma żadnej audycji, której bym nie chciał albo realizowanej z jakiegoś przymusu.
Co w ciągu tych 18 lat rozwoju wolnej radiofonii najbardziej Pana zaskoczyło? Czy ta totalna uniformizacja największych stacji komercyjnych, czy może Radio Maryja, które dziś traci popularność?
Właściwe nic mnie nie zaskoczyło. Te lata wielkich sukcesów RMF FM, czy Radia ZET to już przeszłość. To stacje, które będą musiały coś zrobić, żeby przetrwać. One ciągle są na pierwszych dwóch miejscach, ale kiedy wejdą na rynek radia cyfrowe, radia minimum, i będzie ich miliard, to każde z nich po małym kawałeczku będzie kroiło ten tort i w końcu niewiele z niego zostanie dla tych dziś największych. Tylko takie radio jest w stanie przetrwać, które ma otwartą formułę i osobowości. A osobowości nie można sztucznie spreparować.
Co dalej po „Trójce”? Podczas dyskusji o nowym prezesie TVP pojawiało się także Pana nazwisko. Nie kusiłoby Pana takie nowe wyzwanie menedżerskie?
Nie myślę o tym, jestem w „Trójce” i tylko to mnie interesuje.