Z okazji jubileuszu „Expressu” przypominamy najciekawsze informacje zamieszczone w pierwszych dniach ukazywania się gazety. Przyglądamy się też bohaterom tamtych publikacji.
<!** Image 2 align=right alt="Image 148448" sub="W 2006 roku w Bydgoszczy spodziewano się, że doktor Giziński (z lewej) zostanie marszałkiem województwa. Wybrano jednak Piotra Całbeckiego Fot. Jacek Smarz">W kwietniu 1990 roku dziennikarka „Expressu”, przy okazji Pana wyboru na stanowisko lekarza wojewódzkiego, wskazała najpilniejsze zadanie: przekształcenia ówczesnego Wojewódzkiego Szpitala im. XXX-lecia PRL w kliniczną placówkę bydgoskiej Akademii Medycznej.
Wtedy się nie udało. Byłem gorącym zwolennikiem dysponowania przez Akademię Medyczną dwoma szpitalami klinicznymi. Pomysłodawcą i orędownikiem tej idei był rektor Akademii, świętej pamięci profesor Domaniewski. Była to dla mnie także niezwykła sytuacja, gdy mój autorytet, a wcześniej przełożony, stał się partnerem przy tym projekcie. Los chciał, że wiele lat później jako radny sejmiku samorządowego współuczestniczyłem w doprowadzeniu tego pomysłu do zakończenia.
Połączenie naszej Akademii Medycznej z toruńskim uniwersytetem to był dobry pomysł?
Kiedy to się działo, uważałem, że tak. Dziś tak nie myślę. Niepokoją mnie próby tworzenia w Toruniu trzeciego szpitala klinicznego. To niepotrzebne. Podnoszą się głosy o potrzebie powołania toruńskiego uniwersytetu medycznego....
Jak wspomina Pan tamtą sytuację w służbie zdrowia?
Ten czas to moje wejście na salony ochrony zdrowia. Objąłem fotel lekarza wojewódzkiego, żeby go jak najszybciej... zjeść. Przeprowadzić system przez pewną niezbędną transformację i wrócić do zawodu. Podobnie tymczasowo widziałem fotel wojewody bydgoskiego - nie wyobrażałem sobie, że będę na nim do końca życia. Przełom lat 80. i 90. ubiegłego wieku to czas rewolucji. I tylko w takim czasie administrację można było powierzyć psychiatrze! Przed nami, pokoleniem ukształtowanym w PRL, a budującym III RP, postawiono niezwykłe zadania, towarzyszył nam duży entuzjazm. Powstałe wtedy instytucje czy firmy, które funkcjonują do dziś, bardzo sobie cenię. „Express” też.
<!** reklama>Jakie najważniejsze przemiany dokonały się w Pana branży w minionym dwudziestoleciu?
Zmiany w systemie ubezpieczeń zdrowotnych. W naszym województwie już 20 lat temu próbowaliśmy, nieco wbrew przepisom budżetowym, dzielić pieniądze na zadania, a nie na etaty. Ciągle jednak brakuje ubezpieczeń dodatkowych. Służba zdrowia jest zbyt mało skomercjalizowana. Gros sprywatyzowanych przychodni radzi sobie świetnie. Na poziomie gminnym jest z tym naprawdę nieźle. Gorzej z placówkami wojewódzkimi, szpitalnymi kolosami, z rozbudowanymi związkami, które często blokują sensowne rozwiązania.
Pan sobie bardzo dobrze na tym rynku radzi.
W 1988 roku otworzyłem prywatny gabinet, gdzie pacjent płacił mi do ręki za konsultację. Dziś mam nowoczesny, prywatny, wielospecjalistyczny szpital, większy od wielu placówek powiatowych. Ponad 80 procent usług medycznych wykonywanych jest w ramach kontraktu z NFZ. Płacę podatki, spłacam kredyty, nie zadłużam się, działam bez dofinansowania z Unii Europejskiej. Okazuje się, że można.
Teczka osobowa
Włodzisław Giziński - doktor nauk medycznych, psychiatra. W 1990 roku został lekarzem wojewódzkim. W latach 1992-93 pełnił funkcję wojewody bydgoskiego. Po odwołaniu przez trzy lata kierował Katedrą Medycyny Rodzinnej i Paliatywnej AM w Bydgoszczy. W 1995 roku stworzył prywatną przychodnię i szpital - NZOZ „Centrum Medyczne Gizińscy”. Od 2006 radny sejmiku samorządowego z listy PO, przez kilka miesięcy wicemarszałek województwa.