W okresie międzywojnia w transporcie towarów pierwszorzędne role pełniły kolej oraz żegluga. To głównie za pośrednictwem PKP bydgoscy kupcy sprowadzali towary do swoich składów.
W 1935 roku w dziwny i tajemniczy sposób poczęły ginąć na dworcu PKP w Bydgoszczy cenne przesyłki, a raczej niektóre przesyłane przedmioty, które w paczce zastępowały kamienie i złom, aby zgadzała się waga. Dopiero po dłuższym czasie policja wszczęła w tej sprawie dochodzenie, gdy zgłaszało się coraz więcej poszkodowanych osób. Najczęstsze przypadki „znikania” dotyczyły towarów przeznaczonych dla firmy „Zieliński” przy Gdańskiej (obuwie) oraz dla składów futrzarskich „Futeral” i „Balicki”, mieszczących się przy Dworcowej.
Czarne brajtszwance
W przypadku tego ostatniego składu strata była wyjątkowo bolesna - tylko z jednej przesyłki na początku 1937 roku zniknęły trzy eleganckie futra damskie o wartości 1000 złotych oraz 9 skór karakułowych.
Jakiś czas później do kupca Gillela Balickiego zadzwonił anonimowy mężczyzna. Powiedział, że skradzione z jego przesyłki futra znajdują się w mieszkaniu niejakich M. przy ul. Gdańskiej 117.
<!** reklama>
Balicki poinformował o telefonie policję. Ta zarządziła rewizję we wskazanym mieszkaniu. Jej owocem było odnalezienie wielu przedmiotów, które zaginęły z kolejowych transportów: 10 skórek czarnych brajtszwanców, 13 skórek piżmowców, trzy metry granatowego materiału na ubranie, lis krzyżowy, lis zwykły farbowany, damskie futro - bibrety, cztery pary damskich bucików, dwie pary męskich oraz dwa płaszcze. Z kolei rewizja przeprowadzona u jednej z córek pani M., Aleksandry B., oraz u jej siostry, Wandy R., i bratowej, Joanny W., umożliwiła odnalezienie dalszych wyrobów futrzanych i części garderoby, m.in., 9 skór karakułowych, trzech damskich futer, butów firmy „Zieliński”. Jak się okazało, praktycznie cała rodzinka chodziła ubrana w kradzione futra karakułowe.
?ledztwo doprowadzi?o do ustalenia, ?e z?odziejem by? 50-letni kolejarz Franciszek B. Pracowa? on w ekspedycji pospiesznej od 1920 roku. Towary wykrada? z przesy?ek podczas ich przewo?enia w tunelu dworcowym. Rodzin? M. zna? z czas?w, kiedy pracowa? z Jakubem M., kt?ry obecnie by? ju? na emeryturze i prowadzi? w?asn? sk?adnic? w?gla.Śledztwo doprowadziło do ustalenia, że złodziejem był 50-letni kolejarz Franciszek B. Pracował on w ekspedycji pospiesznej od 1920 roku. Towary wykradał z przesyłek podczas ich przewożenia w tunelu dworcowym. Rodzinę M. znał z czasów, kiedy pracował z Jakubem M., który obecnie był już na emeryturze i prowadził własną składnicę węgla.
Proces rozpoczął się 8 marca 1938 roku przed trybunałem Sądu Okręgowego w Bydgoszczy. Na ławie oskarżonych obok kolejarza zasiadła niemal cała rodzina M.
Franciszek B. zeznał, że pomysł kradzieży podsunął mu Jakub M., któremu poskarżył się kiedyś, że żyje w ciężkich warunkach materialnych, bowiem z jego skromnej pensji, wynoszącej 120 zł, nie był w stanie pokryć wydatków na leczenie żony, sparaliżowanej od 20 lat. Kolega wskazał mu sposób okradania przesyłek i zapewnił, że będzie towar odbierał i upłynniał.
Przyjmował z litości
W ciągu trzech lat działalności Franciszek B., jak ustalono, za towar o wartości ok. 5000 zł otrzymał od rodziny M. „aż” 180 zł.
Jakub M. dowodził, iż kradziony towar przyjmował... z litości dla kolegi. Dlatego też rzadko go sprzedawał, pozwalając, by w futra ubierały się żona, córki, szwagierka i bratowa...
Wyrok zapadł dwa dni później. Franciszek B. skazany został na karę 3 lat pobytu za kratkami, Jakub M. na 2 lata. Na kary więzienia skazane zostały także żona Jakuba i jedna z jego córek, pozostałe oskarżone uniewinniono.