Jacek W. wychowywał się u swoich dziadków. Ojca nie znał, matka wcześnie zmarła. Chłopiec dość szybko wszedł w konflikt z prawem. Latem 1998 roku, po skończeniu kolejnej odsiadki za drobne przestępstwo, postanowił odwiedzić swojego wuja Romana, mieszkającego w centrum Bydgoszczy.
[break]
Ulubiona cytrynówka
Pobyt u wuja okazał się świetnym pomysłem. Wprawdzie mieszkanie było typową kawalerką, ale Jacek dużo miejsca nie potrzebował. Wspólnie z wujem pomieścił się na wersalce, jakiś stół i krzesła też się znalazły. Najważniejsze było jednak to, że wuj, mieszkający samotnie od śmierci swojej żony, czyli od ośmiu lat, podobnie jak Jacek lubił nade wszystko alkohol.
Życie obu panów przebiegało odtąd w sposób bardzo ustabilizowany. Ze skromnej renty wuja starczyło na chleb i smarowidło oraz najtańsze nalewki z procentami. Obydwaj panowie szczególnie gustowali w popularnej wówczas cytrynówce. Na obiady chodzili do ośrodka prowadzonego przez zakonnice, trudnili się też zbiórką surowców wtórnych, za co kolejnych parę złotych wpadało.
Ponadto, szczególnie wtedy, kiedy na kolejną flaszeczkę nie starczało, Jacek wychodził na róg pobliskiej ulicy i prosił przechodniów o parę złotych „na coś do jedzenia”, bowiem wuj miał kłopot z nogami i praktycznie domu nie opuszczał. Jak stwierdził potem Jacek w sądzie, nie było dnia, żeby na naleweczkę zabrakło. - Zawsze się jakiś jeleń znalazł, co dał parę złotych - mówił.
Po pewnym czasie Jacek poznał żyjącą w podobny, co on, sposób Beatę. Zaprosił dziwczynę do wuja. Tam przyłączyła się do libacji i zamieszkała. Później dołączył do ekipy jeszcze kolega Beaty, Mariusz. We czworo w jednym pokoju było im ciasno, ale z drugiej strony - wygodnie, bo zawsze się coś do jedzenia czy do wypicia znalazło. Jedynym problemem był bardzo agresywny charakter Jacka W., który niemal codziennie urządzał awantury i niejednokrotnie pobił swojego wuja.
30 sierpnia 1998 roku rano Beata po przebudzeniu wszczęła alarm. Leżący obok śpiącego Jacka jego wujek wyglądał na martwego. Miał szeroką ranę na gardle, cały był umazany zaschniętą krwią.
Nie wiedział, dlaczego
Przez cztery dni nikt z lokatorów nie wiedział, co zrobić. Wreszcie Beata spotkanemu patrolowi policji ujawniła, że w domu są zwłoki.
Jacek W. został aresztowany. Przed sądem wyznał, że wujek w nocy chrapał i chciał go tylko uciszyć. Bicie pięścią nie wystarczyło. Poszedł więc do kuchni po nóż i poderżnął krewnemu gardło.
Jacek W. został skazany na karę 25 lat pozbawienia wolności.