Smukała w międzywojniu była rolniczą wsią pod Bydgoszczą. Nieliczni jej mieszkańcy żyli głównie z uprawy okolicznych pól.
<!** Image 3 align=none alt="Image 204470" >
Jedno z gospodarstw w okolicach sanatorium w Smukale należało do rodziny R. Kiedy zmarł Fryderyk, wdowa po nim, Maria, w miarę szybko wyszła ponownie za mąż za przybyłego do Bydgoszczy wraz z jej powrotem do Polski Romana Sz., ubogiego chłopskiego syna spod Włocławka. Mężczyzna liczył, że pod Bydgoszczą na ośmiohektarowym gospodarstwie znajdzie swoje miejsce w życiu.
<!** reklama>
Po kilku latach stosunki między małżonkami uległy popsuciu. Jak mówili po latach krewni Marii i sąsiedzi, świadkowie wydarzeń, Roman nadużywał alkoholu i zaniedbywał żonę i gospodarstwo. Kobieta musiała coraz więcej prac gospodarskich wykonywać sama, coraz częściej brakowało też w domu pieniędzy, które Roman przepijał.
Ratujcie moją żonę!
W tej sytuacji kłótnie stały się codziennym elementem małżeńskiego życia. Roman Sz. zwykł żonę bić, nieraz mocno. Poszkodowana kobieta parokrotnie chroniła się ze strachu przez małżonkiem u krewnych. Roman Sz. chodził wówczas po Smukale i pijany głośno odgrażał się, że Marię „załatwi”.
Wszystko uległo raptownej zmianie 22 marca 1923 roku. Około południa zdyszany Roman Sz. przybiegł do gospodarstwa sąsiadów i głośno krzyczał, że w jego oborze doszło do nieszczęśliwego wypadku i trzeba koniecznie wezwać lekarza, aby ratował Marię.
Kiedy medyk z odległej Bygoszczy dotarł powózką do gospodarstwa rodziny Sz., znalazł Marię leżącą w oborze, w boksie buhaja. Wspólnymi siłami mężczyźni wydobyli Marię Sz. z boksu. Twarz kobiety i głowa były zakrwawione i zmasakrowane, na ciele widać było także więcej ran. Nie dawała znaku życia.
Roman Sz. wyjaśniał, że był świadkiem całego zdarzenia. Jego żona weszła po coś na strych obory i wówczas załamały się pod nią stare już i spróchniałe deski powały. Kobieta spadła prosto do boksu buhaja, który, wystraszony zdarzeniem, nieszczęsną Marię Sz. po prostu stratował. Roman nie odważył się jej rzucić na ratunek, bojąc się o swoje życie.
Jeszcze tego samego dnia do Smukały przybyli śledczy z bydgoskiego komisariatu. Policjanci postanowili przeszukać gospodarstwo. Zaniepokoiło ich przede wszystkim stwierdzenie lekarza, iż kobieta doznała wyjątkowo rozległych obrażeń, raczej niemożliwych do odniesienia w czasie ataku kopytami przez zwierzę. Przeczucie ich nie zawiodło. W drewutni pod porąbanymi kawałkami drewna szukający znaleźli pokrwawioną bieliznę i odzież Romana Sz. Potem drewniany kołek także ze śladami krwi. Ustalili również, analizując dokładnie wszystkie ślady, że Maria zginęła nie w oborze, ale w ogrodzie, skąd jej ciało zostało zawleczone do obory i wrzucone do boksu buhaja. Śmierć kobiety spowodowana została kilkunastoma uderzeniami drewnianym kołkiem. Roman Sz. został aresztowany.
W listopadzie 1924 roku, podczas procesu, mężczyzna zmienił opowiadaną przez siebie wersję wydarzeń. Tym razem twierdził, że krytycznego dnia wyszedł rano z domu, a kiedy wrócił z pola, Maria leżała już martwa w ogrodzie. Ze strachu przed posądzeniem jego o jej śmierć, zainscenizował scenę z buhajem, sam uszkadzając strop w oborze i tworząc wielką dziurę w powale. Mimo bardzo uporczywego wypierania się, sąd nie dał wiary oskarżonemu i skazał go za zabójstwo rozmyślne na karę śmierci.
Piętnaście po raz drugi
Od wyroku tego Roman Sz. złożył rewizję. Sąd Najwyższy wyrok uchylił i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. Rok później zabójca skazany został na karę 15 lat ciężkiego więzienia. I ten wyrok został zniesiony ze względów formalnych.
Po raz trzeci morderca ze Smukały stanął przed sądem 9 września 1927 roku. Tym razem rozprawa z przerwami trwała ponad dwa tygodnie. 24 września o godz. 18 sędzia Orłowski ogłosił wyrok skazujący Romana Sz. na 15 lat pobytu za kratami, uzasadniając to dokonaniem czynu w afekcie.