Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Retro: Byli młodzi i zakochani w sobie. Żeby móc wziąć ślub, postanowili sfałszować metrykę urodzenia

Krzysztof Błażejewski
Krzysztof Błażejewski
RETRO TEMAT DNIA
RETRO TEMAT DNIA
Historia (do czasu) była banalna. 19-letnia Wanda P. mieszkała w podbydgoskich Przyłękach. Po skończeniu po wojnie szkoły, w 1948 roku poszła do pracy.

Dziewczyna zajęcie znalazła jako ekspedientka w jednym ze sklepów spożywczych z Bydgoszczy, dokąd codziennie dojeżdżała autobusem.
[break]

„Nie pójdziesz za odszczepieńca!”

W sklepie codziennie pojawiał się uśmiechający się do dziewczyny młodzieniec. Był to 20-letni Karol G., pracownik wydziału lokalowego Urzędu Miejskiego. Młodzi przypadli sobie do gustu, spotykali się coraz częściej, aż po trzech miesiącach Karol oświadczył się swojej wybrance. I wówczas rozpoczął się cały problem. Otóż Karol był ewangelikiem, a panna Wanda - rzymską katoliczką.

W tamtym czasie ślubów cywilnych, mimo iż rządziła już PPR, jeszcze nie praktykowano. Przynajmniej w ultrakatolickiej Bydgoszczy. Rodziny kandydatów do ożenku były głęboko wierzące i nawet nie chciały słyszeć o tym, że ślub miałby odbyć się poza kościołem. W grę wchodziła wyłącznie zmiana wyznania przez jedno z młodych, co było wówczas powszechnie praktykowane. W tym przypadku obie rodziny były zgodne: wyznanie zmienić owszem, ale powinien to uczynić partner. Każda ze stron uparcie obstawała przy swoim. Tak mijały całe tygodnie, a Wanda i Karol pogrążali się w tęsknocie i rozpaczy...

Na sposób rozwiązania problemu wpadła Wanda P. Udało się jej nakłonić narzeczonego, by wystąpił o nowy akt metrykalny, w którym figurowałby jako katolik, po czym wzięliby po cichu ślub, a po nim przyznaliby się rodzinom do wybiegu. W ten sposób wilk miał być syty i owca cała.

Karol G. w towarzystwie dwóch kolegów udał się tedy do notariusza rezydującego w bydgoskim sądzie, gdzie złożył oświadczenie, iż zgubił swój akt urodzenia, że pochodzi z Łucka na Wołyniu i jest katolikiem. Koledzy, znający go niby od dzieciństwa, wszystko potwierdzili.
Kiedy Karol wyszedł z sądu z metryką w garści, razem z Wandą i kolegami udali się do lokalu przy ul. Długiej, gdzie „oblali” udaną transakcję, a wspólnicy odebrali stosowne nagrody.
Ślubu jednak obojgu młodym wziąć się nie udało. Proboszcz parafii, gdzie złożyli metryki, znał jednego z krewnych Karola. Po wyjaśnienia udał się także do notariusza. Chcąc zapobiec krzywoprzysięstwu, zawiadomił o sprawie milicję, która wszczęła śledztwo.
Niezwykle surowe wyroki
Ostatecznie cała czwórka na początku stycznia 1949 roku została „zaproszona” do Sądu Okręgowego w charakterze oskarżonych w związku ze złożeniem fałszywych zeznań. Temida potraktowała kwartet bardzo surowo. Karol G. i jego koledzy Marian P. i Bronisław K. zostali skazani na kary półtora roku „odsiadki”. Wandę sąd skazał na 10 miesięcy pobytu za kratami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!