Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raport z ptasiego raju

Krzysztof Błażejewski, zdjęcia Lech Niesłuchowski
Zobaczyli ponad 300 gatunków ptaków, w tym kolibry, tukany i ary. Polscy miłośnicy birdwatchingu wybrali się do Kostaryki, kraju unikalnej awifauny, gdzie cudne ptaki można podglądać w ich naturalnym środowisku.

Zobaczyli ponad 300 gatunków ptaków, w tym kolibry, tukany i ary. Polscy miłośnicy birdwatchingu wybrali się do Kostaryki, kraju unikalnej awifauny, gdzie cudne ptaki można podglądać w ich naturalnym środowisku.

Birdwatching to nowy pomysł na podróże. Oczywiście, tylko dla wielkich pasjonatów. Miłośników obserwowania ptaków na łonie natury.

Wycieczki w celu podglądania ptaków stają się w ostatnich latach coraz bardziej popularne także i w Polsce. Ich uczestnicy różnią się od ornitologów tym, że ci drudzy do obserwacji podchodzą w sposób naukowy, natomiast ptasi obserwatorzy traktują to jako formę relaksu i aktywnego wypoczynku, połączonego z poznawaniem przyrody, podglądaniem życia ptaków i czynią to wyłącznie za pomocą lornetek i lunet, uwieczniając swoje obserwacje aparatami fotograficznymi. <!** reklama>

W Polsce głównymi terenami ptasich łowów przez lornetki są doliny większych rzek, Bagna Biebrzańskie i ujście Warty do Odry. W Europie jest jednak wiele ciekawszych tego typu stanowisk, a co dopiero poza Starym Kontynentem.

Jednym z ulubionych miejsc wypraw birdwatchingowców jest Kostaryka, kraj charakteryzujący się ogromnym bogactwem ptasiej fauny, zwany niekiedy ptasim rajem. Niedawno z tego kraju, z wyprawy mającej na celu bezkrwawe ptasie łowy, wrócił Lech Niesłuchowski, pracownik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu.

- Byliśmy tam w szóstkę, w gronie ptasich obserwatorów z Polski - mówi - a wyjazd praktycznie w całości zorganizował mój kolega Tomasz Kłys - profesor Uniwersytetu Łódzkiego, który jest największym ptasim pasjonatem, jakiego znam (w tej chwili przebywa na wyprawie w Ugandzie).

Podczas tego pobytu widzieli bardzo dużo bardzo różnych ptaków. W dwa tygodnie zaobserwowali ponad 310 gatunków. To prawie tyle, ile liczy cała awifauna Polski. Byli zatem w ósmym niebie. Wielkie wrażenie zrobił na Polakach, m.in., ogród kolibrów na zboczach wulkanu Poas, gdzie przy specjalnych poidełkach obserwowali większość z 52 gatunków tych ptaków występujących w Kostaryce. Niektóre noszą nazwy brylancików, szmaragdzików, malachicików, ametyścików, bo w świetle słonecznym ich skrzydła skrzą się niczym kamienie szlachetne.

Walka dwóch ar

Hitem były też tukany: tęczowodzioby i brązowodzioby, papugi: bajecznie kolorowe ary żółtoskrzydłe, amazonki i piony, żółto-czarne kacykowce azteckie, wydające wspaniałe odgłosy godowe, kolorowe kwezale herbowe z piórami sterówkami o ponadmetrowej długości, pięknie ubarwione piłodzioby i trogony, bytujące w buszu czarnostrzębie (drapieżne ptaki większe od naszych jastrzębi) oraz szybujące po niebie olbrzymie fregaty i kondory królewskie. Raz udało się podróżnikom zaobserwować walkę dwóch samców ary o względy samicy, robiły przy tym wielki wrzask, tak jak to czynią zwykle papugi, gdy znajdzie się ich kilka na jednym drzewie.

Podróżnikom towarzyszył dreszczyk emocji, kiedy spotykali krokodyle amerykańskie i kajmany. Te ostatnie, dobrze zakamuflowane w szerokich rowach nawadniających pastwiska i polujące na ptactwo wodne, wyglądały naprawdę groźnie, chociaż zawsze uciekały na widok ludzi. Jednak podróżnicy najbardziej bali się najmniejszych zwierząt, czyli komarów, a zwłaszcza dwóch roznoszonych przez nie chorób - dengi i malarii, na które nie ma szczepionek. Na szczęście komarów było niewiele. Zawdzięczać to należy dobrze wybranemu terminowi wyprawy, kiedy dokuczliwych owadów jest najmniej.

Kostarykę Lech Niesłuchowski postrzega jako kraj pięknej przyrody i mieszkańców przyjaźnie nastawionych do turystów.

- Wszyscy, z którym się spotykaliśmy, byli sympatyczni, gościnni i gotowi do pomocy. Polacy są dla nich równie ezgotyczną i nieznaną nacją, jak dla nas... Kostarykańczycy. Spotykani przez nas niemal na każdym kroku podróżujący Amerykanie, gdy dowiedzieli się że jesteśmy z Polski, pytali, czy przyjechaliśmy tam do pracy? Gdy dowiedzieli się że na birdwatching, to byli tym faktem mocno zdziwieni. Podobnie zachowywali się spotykani przez nas Niemcy.

Jak twierdzi leśnik z Torunia, poziom życia w Kostaryce jest zróżnicowany. W większości wsi widać wielką biedę, ale między wsiami zauważa się piękne posiadłości z hacjendami, należące do właścicieli ziemskich. Ciekawostką Kostaryki jest to, że domy nie mają numerów, tak jak jest to praktykowane w większości krajów. Tam adresy po prostu opisuje się, np. trzeci dom za kościołem, pierwszy koło parku etc.

Kiedy wojska brak...

Kostaryka nie ma armii, a jedynie policję. Ma to swoje dobre i złe strony. Na północy kraju, przy granicy z Nikaraguą, odkryto niedawno bogactwa naturalne, a ponieważ granica przebiega wzdłuż nurtu rzeki, Nikaraguańczycy przekopują nowe koryto, by zaanektować kawałek ziemi, bowiem nowa granica ma być dla nich bardziej korzystna. Kostarykańczycy nic nie mogą z tym zrobić, bo nie mają wojska, aby przeciwstawić się tym zakusom.

Do najważniejszych przeżyć - pozaptasich - w Kostaryce Lech Niesłuchowski zalicza wędrówkę po wiszących i ażurowych mostach, rozpostartych kilkadziesiąt metrów ponad ziemią, na których z wysokości koron drzew podróżnicy mogli obserwować ptaki i małpy oraz podziwiać budzącą się przyrodę tuż po wschodzie słońca. Pewnym zaskoczeniem było nagłe przejście z dnia do nocy i z nocy do rana. Zachód słońca trwa w tamtej szerokości geograficznej kilkanaście minut, podobnie jak wschód. Dzień i noc trwają równo po 12 godzin, jasno jest od 6 do 18, a ciemno - od 18 do 6. To jednak tylko kwestia umowy. Sąsiednia Panama ma „ustawiony” dzień na godziny 7-19.

Niezapomnianym przeżyciem było picie świeżo palonej miejscowej kawy oraz smak lokalnych owoców, np. guanabany, gwajawy, mango, papai, marakui, rambutanu, sapodilli czy owoców nerkowca (znany i u nas biały zakrzywiony orzeszek nerkowca w świeżym stanie jest trujący, a jadalny staje się po wyprażeniu, natomiast owoc jest jadalny, podobny trochę do naszej papryki).

- Czy to była moja wyprawa życia? - zastanawia się Lech Niesłuchowski. - Mogę tak powiedzieć, bo był to mój pierwszy wyjazd za Atlantyk, a klimat i bogactwo przyrody były tam bardzo odmienne od tego, w którym żyjemy. Wcześniej za wyprawę życia uznawałem podróż na Syberię, do Irkucka i nad Bajkał oraz do byłych republik ZSRR (Kazachstan, Uzbekistan, Armenia) w moich czasach studenckich. Ale... kolega Tomek Kłys zapowiedział już, że niebawem przystąpi do organizowania następnej wyprawy - do Ekwadoru, gdzie występuje dwa razy więcej gatunków ptaków niż w Kostaryce! Do tej pory Kostarykę uważałem za ptasi raj, a tam dopiero będzie można zobaczyć! Marzy mi się również wyprawa do Nowej Zelandii lub do Australii...

Zobacz galerię:

Raport z ptasiego raju

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!